Bezwzględna zima

Przed przeczytaniem artykułu sprawdź pogodę na Pogoda Karpacz

Karkonosze wydają się łagodne i niewysokie. Główny grzbiet wygląda jak długi na 17 km wał ziemi, z którego tylko w kilku miejscach sterczą nieco wyższe szczyty z najwyższą Śnieżką 1602 m n.p.m. Mimo, że są to góry z pozoru bezpieczne, jednak od wieków, z powodu zdarzających się złych warunków atmosferycznych, ginęli tu ludzie. Po wycięciu lasów porastających górskie zbocza, których drewno wykorzystywano do produkcji szkła oraz przy wydobywaniu rudy żelaza i dalszej jej przeróbce, tutejsi mieszkańcy zajęli się gospodarką hodowlaną. Nawet wysoko w górze (m.in. przy obecnym schronisku Strzecha Akademicka i koło Samotni) wypasano kozy i krowy.

Hodujący bydło mieszkali w szałasach i budach pasterskich zwanych baudami. Byli to twardzi, zahartowani ludzie, którzy prowadzili biedne i ciężkie życie. Umieralność w dawnych czasach była duża, ale komu udało się przeżyć dzieciństwo, żył do późnej starości. W jednej baudzie mieszkało średnio 7 osób.

Sroga i pełna niedostatku bywała tu zima szczególnie w minionych wiekach, gdy góry były jeszcze niezagospodarowane. W tym surowym klimacie niełatwo było uprawiać kamienistą glebę, a z łąk porastających strome zbocza z trudem zbierano siano na zimową paszę dla krów i kóz. Mleko całym rodzinom służyło do wyżywienia. Wytwarzano też z niego sery i masło na własny użytek oraz na sprzedaż. Za pieniądze ze sprzedanych produktów kupowano najpotrzebniejsze rzeczy codziennego użytku, bez których nie mogło się obejść nawet najbardziej skromne gospodarstwo domowe.

Rozwój turystyki wpłynął znacznie na poprawę życia tutejszej ludności. Stare budy pasterskie lub strażnice położone przy popularnych szlakach stopniowo zamieniały się w schroniska i górskie hotele. Mieszkańcom tej górskiej krainy zaczęło się lepiej wieść.

Poprawiły się warunki bytowe, lecz życie tym ludziom dalej utrudniała pogoda. Mimo, że byli silni, odporni na wpływy atmosferyczne i obeznani z okolicą, nie byli tu bezpieczni. Wiele osób na własnej skórze poznało, jak groźna potrafi być pogoda w górach. Niektórzy ginęli w burzach śnieżnych, lawinach lub zamarzali w śniegu niedaleko od swego domu.

Od wieków pogoda w naszych górach zbierała śmiertelne żniwo. W 1780 r. mieszkaniec jednej z baud wraz z żoną i dwójką dzieci zginął zaskoczony przez śnieżycę. W 1794 r. ofiarą burzy śnieżnej stała się stara gospodyni z Samotni, a z powodu śniegu i zimna w pobliżu schroniska na przełęczy Okraj życie stracił pasterz bydła. W 1868 r. właściciel Wiesenbaude -Lucni bouda Jacob Renner zginął w zamieci 500 kroków powyżej swojego domu. W tym miejscu na pamiątkę postawiono krzyż. Około 5 min. drogi w górę od krzyża stała kapliczka upamiętniająca śmierć drukarza z Czech z żoną i dwoma psami w 1871 r. w katastrofalnej zawiei śnieżnej.

Smutna była śmierć chłopca z Krummhübel – Karpacza, który zarabiał na życie jako przewodnik. Wieczorem 11 września 1851 r. prowadził on turystę do Wiesenbaude – Lucni bouda. Drogę znał dobrze, ponieważ często nią chodził. Niestety nie został na noc w baudzie, lecz wracał pełen radości, że za swoją pracę otrzymał nie zwyczajowe 3 gr., ale aż 5 gr. Do domu już nie dotarł. Mimo pełnych trudu poszukiwań nie znaleziono po nim śladu. Dopiero w czerwcu 1852 r. rozkładające zwłoki odnalazł pasterz bydła. W zachowanych kawałkach ubrania wciąż znajdowały się pieniądze, które chłopiec zarobił.

Śmierci zimowego strażnika z Riesenbaude Stefana Dixa w kwietniu 1900 r. towarzyszyły tragiczne wydarzenia. 26 marca Stefan Dix musiał iść do Dużej Upy, żeby do swojej śmiertelnie chorej żony sprowadzić kapłana z ostatnim sakramentem. Droga przez Riesengrund – Obri Dul była zaśnieżona i występowało zagrożenie lawinowe. Kiedy żona umarła, S. Dix 28 marca ponownie wybrał się w drogę, żeby załatwić pogrzeb. 30 marca ośmiu mężczyzn niosło trumnę z Dużej Upy. Z powodu burzy śnieżnej o sile orkanu musieli zatrzymać się przy kaplicy w Riesengrund – Obri Dul. Sześciu z wielkim trudem bez trumny dotarło do Riesenbaude. Miano zamiar samo ciało bez trumny zanieść w dolinę, ale z powodu strasznej zawiei nie było to możliwe. Pogrzeb musiano przełożyć na 2 kwietnia. Gdy w niedzielę 1 kwietnia śnieżyca wreszcie ustała, Stefan Dix z synem Franzem zaczęli odśnieżać górną część drogi do Riesengrund – Obri Dul. Po kilku godzinach pracy ojca i syna porwała w dół lawina. Synowi S. Dixa udało się wydobyć spod śniegu i ze Śnieżki sprowadzić pomoc. Strażnik ze Johann Kirchschläger wraz z zięciem i bratankiem natychmiast ruszyli na miejsce wypadku. Jednak pomoc przyszła za późno. Stefan Dix przez 22 lata był strażnikiem w Riesenbaude i w jeszcze gorszych warunkach pogodowych bywał w miejscu wypadku. Tym razem to miejsce stało się jego grobem.

Podobny przypadek zdarzył się w Riesenbaude już w 1883 r. Wówczas w baudzie leżało ciało teściowej gospodarza. Tak samo jak w 1900 r. silne śnieżyce i obfitość śniegu nie pozwalały wnieść na górę trumnę. Udało się ją donieść tylko do Waldhaus w Brückenberg – Karpacz Górny. 10 mężczyzn (5 z Karpacza i 5 z Pecu) niebojących się złych warunków atmosferycznych z narażeniem życia wspinało się do Riesenbaude po zwłoki. Niestety nie udało się znieść ciała w dolinę za pomocą kosza – nosidła. 7 mężczyzn szło więc przodem, a 3 na wąskim łóżku ściągało ciało krętą drogą miejscami posuwając się na kolanach. Po 5 godzinach dotarli do Waldhaus, gdzie ciało złożono do trumny i stamtąd przy dalszym wysiłku kontynuowano drogę do kościoła Wang.

W naszych czasach też giną ludzie. I to nie tylko niefrasobliwi turyści, ale również mieszkańcy tych stron i nawet znający góry goprowcy.

W lutym 1946 r. lawina w Kotle Łomniczki porwała dwóch oficerów WOP. W akcji ratunkowej zorganizowanej przez Jerzego Ustupskiego obok polskich mieszkańców Karpacza rekrutujących się z Tatrzańskich Górali i przedwojennych działaczy turystycznych, uczestniczyli niemieccy sportowcy: narciarka Rosemarii Schiller oraz Kurt Weidner.

30 stycznia 1955 r. zdarzył się pierwszy wypadek śmiertelny. W wyniku urazu poniesionego w czasie zjazdu na nartach szlakiem zielonym do Karpacza śmiertelne obrażenia odniósł uprawiający wyczynowo narciarstwo Adam Biłozur z Jeleniej Góry.

W styczniu 1957 r. śnieżna lawina świeżego śniegu w Kotle Łomniczki przysypuje grupę harcerzy. Na szczęście obyło się bez ofiar. W akcji ratunkowej oprócz ratowników SOPR brali udział żołnierze WOP i pracownicy METEO Śnieżka.

23 stycznia 1957 r. na zboczach Śnieżki poniósł śmierć kadet Szkoły Oficerskiej z Brna. Jego kolegę uratowali ratownicy GOPR i żołnierze WOP ze strażnicy pod Śnieżką.

20 marca 1968 r. doszło do tragedii w Kotle Białego Jaru. Lawina zasypała 19 osób. Była to wycieczka radzieckich nauczycielek, które w nagrodę przyjechały w Karkonosze. Prowadził je niedoświadczony przewodnik z Warszawy. Prawdopodobnie grupa sama podcięła lawinę, choć zaraz po wypadku mówiono, że mógł ją wywołać samolot odrzutowy, którzy przekroczył barierę dźwięku. Wszyscy zginęli. Informację o lawinie przyniósł niemiecki turysta, który sam cudem uniknął śmierci. Ekipy ratownicze wyciągały zwłoki przez ponad tydzień. Ostatnią zasypaną osobę turyści przypadkiem znaleźli po dwóch tygodniach.

8 grudnia 1978 r. na lodzie Małego Stawu zamarzł uczestnik wycieczki pomaturalnego studium w Zgorzelcu, który chciał wrócić z Samotni na Strzechę przez Żleb Fajkoszu.

26 stycznia 2003 r. w lawinie zginął 27 letni Tomasz Szałowski mieszkaniec Karpacza i członek karkonoskiej grupy GOPR.

Z kolei 28 lutego 2005 r. w Kotle Małego Stawu w Żlebie Slalomowym zginęło kolejnych dwóch ratowników Daniel Ważyński i Mateusz Hryniewicz. Trzeciego idącego na pomoc też porwała lawina, lecz na szczęście przeżył.

Zimą 2009 r. w pobliżu Lucni Baudy na Złotym Stoku lawina przysypała snowboardzistę. Mimo natychmiastowej pomocy z czeskiej i polskiej strony nie udało się go uratować i wydobyto jedynie ciało.

Niby Karkonosze wydają się niegroźne, to jednak w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat działania polskiego GOPR-u zginęło w nich prawie 100 osób!

Kiedy spada wiele świeżego śniegu, ogłaszany jest 3 stopień zagrożenia lawinowego i szlaki turystyczne muszą zostać zamknięte. Ale jak to często bywa, zakaz nie jest respektowany. Zdarzają nieposłuszne lub nierozważne osoby.

Najlepszą ochroną przed siłami natury jest rozsądne zachowanie i przestrzeganie zakazów, a wtedy pobyt w górach będzie pięknym przeżyciem.

Iwona Gucwa