Lawiny w Karkonoszach

Lawiny w Karkonoszach zabijają, więc dwójka turystów zasypanych w niedzielę przez zwały śniegu miała niezwykle dużo szczęścia. Skończyło się na wielkim strachu i kilkugodzinnym pobycie w szpitalu.

Przypomnijmy, że para dwudziestolatków z Boguszyc w województwie opolskim zlekceważyła znaki informujące, że szlak od Domku Myśliwskiego do schroniska Samotnia jest zimą zamknięty.

Niewysokie Karkonosze sprawiają wrażenie dostępnych i łatwych. W rzeczywistości potrafią być groźne, gdy się je lekceważy. Pogoda w górach zmienia się bardzo szybko, a lawiny wcale nie są rzadkością. Jedynie na niewielkim odcinku między Szrenicą a Śnieżką znajduje się 39 pól lawinowych, gdzie średnio spada od 25 do 30 lawin rocznie.

Choć śniegu jest niewiele, od kilku dni w Karkonoszach utrzymuje się trzeci stopień zagrożenia lawinowego w pięciostopniowej skali. Oznacza to znaczne niebezpieczeństwo, bo lawiny mogą schodzić nawet samoistnie.

Co roku Karkonoski Park Narodowy zamyka zimą niektóre szlaki prowadzące przez najbardziej niebezpieczne rejony. Turyści często jednak lekceważą ostrzeżenia. Szczególnie złą sławę ma Kocioł Małego Stawu w pobliżu schroniska Samotnia. Jego zbocza przyciągają narciarzy, którzy chcą posmakować ekstremalnych zjazdów.

Dwa tygodnie temu grupa Czechów wywołała tam dużą lawinę. Udało im się uciec. Trzy lata temu szczęścia zabrakło w tym miejscu dwóm ratownikom GOPR, którzy także zjeżdżali na nartach. Zmarli w szpitalu, choć udało się ich odnaleźć pod śniegiem jeszcze żyjących. Rok wcześniej, podczas szkolenia ratowników, lawina zsunęła się na wchodzących po lodowej ścianie wspinaczy. Zginął jeden z nich, a kilku zostało rannych.

Lawiny schodzą też w Kotle Łomniczki. W 2001 roku jedna z nich zasypała dwoje narciarzy. Jedna osoba zmarła. Największa tragedia w polskich górach zdarzyła się jednak 40 lat temu w Białym Jarze. Zginęło wówczas 18 turystów z ówczesnego ZSRR oraz ich polski pilot. Grupa weszła na szlak zamknięty ze względu na zagrożenie lawinowe.

– Porwany przez lawinę człowiek nie ma żadnej kontroli nad tym, co się dzieje. Jeżeli zostanie przysypany nawet niewielką warstwą śniegu, to właściwie bez pomocy z zewnątrz nie jest w stanie się wydostać – twierdzi Maciej Abramowicz, naczelnik grupy karkonoskiej GOPR.

Do poszukiwania zasypanych ratownicy używają w Karkonoszach elektronicznych detektorów. Mają między innymi dwa urządzenia pracujące w systemie Recco. Większość producentów odzieży narciarskiej wszywa pod tkaniną niewielki prostokącik folii aluminiowej, który lokalizator wykrywa pod śniegiem. System zdobył dużą popularność na całym świecie, ponieważ nie potrzebuje baterii i waży zaledwie kilka gramów.

Przede wszystkim jednak ratownicy radzą, by unikać rejonów lawinowych i nie schodzić z udostępnionych szlaków. A jeśli już dojdzie do wypadku, najlepiej krzyczeć do osób, które nam towarzyszą, pozbyć się kijków, plecaka, nart i ruchami pływaka starać się utrzymać na powierzchni.

Jeśli znajdziemy się pod śniegiem, należy osłonić twarz rękami. W przypadku miękkiego śniegu można próbować odkopać się samemu lub zrobić komorę powietrzną. Gdy jest to niemożliwe, nie można wpadać w panikę. Gwałtowne ruchy spowodują szybsze zużycie powietrza.

Rafał Święcki – POLSKA Gazeta Wrocławska
www.karpacz.naszemiasto.pl

Dodaj komentarz