W karkonoskich schroniskach i hotelach brakuje kucharzy, recepcjonistów i barmanów. Karkonosze o każdej porze roku ściągają tłumy turystów. Ale coraz trudniej o ludzi do ich obsługi. W sezonie narciarskim na kubek gorącej herbaty w schronisku możemy czekać w długiej kolejce.
Bo choć do rozpoczęcia zostało kilka tygodni, w restauracjach, hotelach i schroniskach brakuje pracowników. Robert Szczepaniak, menedżer hotelu Corum w Karpaczu, od kilku tygodni poszukuje kucharza z doświadczeniem. – Na ogłoszenia, które zamieściliśmy w prasie, nie ma żadnego odzewu – tłumaczy Szczepaniak.
W jego hotelu brakuje też znających choć jeden język obcy recepcjonistów i kelnerów. Powód? Olbrzymia część wykwalifikowanej kadry wyjechała z kraju.
Choć w hotelu w Karpaczu kucharz może dostać na rekę 3 tys. zł oraz pełne wyżywienie i zakwaterowanie, za granicą zarobi kilkakrotnie więcej, nawet po odliczeniu kosztów utrzymania.
Brakującej kadry nie potrafią dostarczyć powiatowe urzędy pracy. Jeleniogórski PUP w tym roku do hoteli i restauracji skierował 450 bezrobotnych, ale pracę podjęło jedynie 38 osób. – Wiemy już z doświadczenia, że dobrego pracownika nie znajdziemy za pośrednictwem urzędu pracy. Stamtąd przychodzą ludzie, którzy nie chcą pracować – uważa Robert Szczepaniak.
Podobne problemy mają gastronomicy i hotelarze nie tylko w Karkonoszach, ale i w innych znanych górskich kurortach. W Powiatowym Urzędzie Pracy w Zakopanem leży ok. 50 ofert pracy. Wiele restauracji na swych witrynach informuje o wolnych etatach. Chętnych brakuje, bo stopa bezrobocia w powiecie tatrzańskim to jedynie 8,7 proc.
– Poszukiwanych teraz chyba najbardziej kucharzy do Polski może ściągnąć jedynie wzrost wynagrodzeń – uważa Krystyna Grzeszczak, p.o. dyrektora zakopiańskiego posredniaka. Ale gdy koszty pracy wzrosną, ostatecznie zapłacą za to turyści, regulując rachunek za kawę czy pokój.
Jeszcze większe problemy ze znalezieniem rąk do pracy mają gospodarze schronisk. Mirosław Godyń ze Strzechy Akademickiej w Karkonoszach od ponad miesiąca poszukuje pomocy kuchennych. Jeśli nie znajdzie, więcej zajęć będą mieli obecni pracownicy.
Niewiele bowiem osób chce pracować wysoko w górach. – Praca nie jest ciężka, ale potrzeba wytrzymałości psychicznej – mówi Krystyna Gajewska, szefowa innego karkonoskiego schroniska Szrenica ( 1362 m n.p.m.). Nie każdy potrafi przywyknąć do huczącego bez przerwy wiatru lub obejść się bez rodziny czy kina. Zwykle pracodawcy wprowadzają też zasadę ograniczonego używania alkoholu, także po pracy. Do domu można wyjechać co kilka tygodni. – Rotacja jest więc duża. Miałam tylko jednego pracownika, który wytrzymał 10 lat. Inni rezygnują po półtora roku, dwóch latach – dodaje Gajewska. Teraz pracuje w Szrenicy sześć osób, ale w sezonie zimowym potrzeba dziesięciu.
W Szrenicy początkujący może liczyć na 700 zł na rękę i utrzymanie. Bardziej doświadczony zarobi ok. 1500 zł. Pracownicy w górach muszą być uniwersalni. – Barman nie tylko stoi za barem. Łapie łopatę, gdy trzeba odśnieżyć dojście, a jak nie można dojechać, to wnosi zaopatrzenie na plecach. Nie każdemu podoba się taka praca – mówi Mirosław Godyń.
Rafał Święcki – POLSKA Gazeta Wrocławska