Budowa obwodnic Karpacza i Głogowa oraz miejskiej kolejki gondolowej w Kłodzku a także przebudowa trzech parków w Zgorzelcu są zagrożone. We Wrocławiu może nie rozpocząć się przebudowa ulic Bardzkiej, Lotniczej, Kosmonautów i Granicznej remont bulwaru Dunikowskiego oraz na budowa trasy, która połączy lotnisko ze stadionem na Maślicach.
To tylko część inwestycji w dolnośląskich miastach, na które może zabraknąć pieniędzy. Na żadną z nich lokalne władze nie znajdą pieniędzy, jeśli nie dostaną dotacji z Unii Europejskiej.
Jeszcze tydzień temu było prawie pewne, że Dolny Śląsk dostanie dodatkowych 100 milionów euro, czyli równowartość około 440 milionów złotych. Ale jeśli zaczną obowiązywać nowe zasady, na Dolny Śląsk nie trafi ani złotówka!
Pieniądze może dostać tymczasem m.in. województwo śląskie, z którego pochodzi minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska.
Już dawno zaplanowano, że pieniądze, które ma teraz dzielić ministerstwo, trafią do pięciu województw, które najszybciej wydają unijną gotówkę.
Jeszcze do niedawna dla wszystkich było jasne, że pieniądze, które wydamy we wrześniu, będą brane pod uwagę i nagrodę w postaci dodatkowej gotówki dostaniemy.
– Pod tym względem dziś jesteśmy wprawdzie na jedenastym miejscu, ale już we wrześniu awansujemy do ścisłej czołówki, bo uruchamiamy program Jeremie dla przedsiębiorców, wart 100 milionów euro – mówi Grzegorz Roman, wicemarszałek Dolnego Śląska, który w zarządzie województwa odpowiada za dzielenie unijnych dotacji.
Jeszcze do niedawna dla wszystkich było jasne, że pieniądze, które wydamy we wrześniu, będą brane pod uwagę i nagrodę w postaci dodatkowej gotówki dostaniemy.
Kłopot w tym, że według nowego pomysłu minister Bieńkowskiej wrześniowy program Jeremie nie będzie jednak brany pod uwagę.
Pani minister nie podoba się to, że przy Jeremie jako wydany pieniądz liczy się ten, który trafi do udzielającego kredytu (lub poręczenia) banku. – Kluczowe znaczenie mają środki, które trafią na rynek, do ostatecznych odbiorców – przekonuje Anna Konik-Żurawska, rzecznik prasowy Ministerstwa Rozwoju Regionalnego. I nie widzi ona nic złego w tym, że nowa propozycja pojawiła się dopiero tydzień temu. – Chcemy tylko wypracować najbardziej obiektywne kryteria, stwierdzające, które województwo najlepiej rozdziela pieniądze – dodaje.
Samorządowcy komentują nieoficjalnie, że tak naprawdę w niespodziewanej zmianie zasad chodzić może o to, że na program Jeremie nie zdecydował się Górny Śląsk, rodzinny region minister Elżbiety Bieńkowskiej. I gdyby program ten był teraz brany pod uwagę, pieniędzy by nie dostał.
– Pani minister Elżbieta Bieńkowska nie faworyzuje żadnego z regionów – odpiera zarzuty Anna Konik-Żurawska. Rozstrzygnięcie, według jakich zasad będą dzielone pieniądze, zapadnie na przełomie września i sierpnia.
– Mamy nadzieję, że ministerstwo zrezygnuje ze swojego pomysłu – dodaje Grzegorz Roman.
Samorządowcy z województw, które wprowadziły program Jeremie, protestują. – Wysłaliśmy w tej sprawie pisma do Warszawy – mówi wicemarszałek Grzegorz Roman.
O co kłócą się urzędnicy
Awantura dotyczy programu Jeremie.
Tradycyjnie środki unijne dzieli się tak: Najpierw zbiera się wnioski np. od wszystkich dolnośląskich gmin, które chcą wybudować drogi. Potem wybierane są najlepsze projekty, na które gminy dostają dotacje.
Jeremie to projekt nieco inny. Po pierwsze skierowany jest tylko do firm. Ale różni się też sposobem podziału pieniędzy. Urząd marszałkowski wybiera bank, który dostaje unijne pieniądze, a potem udziela z nich przedsiębiorcom kredytów, albo poręczeń na korzystnych zasadach. Później pieniądze te – w czasie spłaty kredytów – mogą dostać kolejne firmy, w ramach następnych kredytów.
Spór między pięcioma województwami (dolnośląskie, łódzkie, pomorskie, wielkopolskie, zachodniopomorskie) a ministerstwem trwa o to, kiedy pieniądze zostają uznane za wydane. Czy – jak chcą województwa – po przekazaniu ich do banku, czy – jak chce teraz resort – dopiero gdy trafią one do firm.
Barłomiej Knapik – POLSKA Gazeta Wrocławska