Grabież kościołów na Dolnym Śląsku

Z kościołów na Dolnym Śląsku znikają zabytki. W parafiach nie ma porządnego rejestru skarbów.
– Zabytki z kościołów rozkradane są od dawna i nikt nie ma nad tym żadnej kontroli – tak czytelnicy komentowali w internecie nasz środowy artykuł o wikarym, który handlował na Allegro skradzioną z kościoła w Witoszowie koło Świdnicy blisko 300-letnią figurką Maryi z Dzieciątkiem.

Sprawdziliśmy to. Kompleksową ewidencję zabytków sakralnych na Dolnym Śląsku przeprowadzono do tej pory zaledwie dwa razy: w latach 60. i 80. Od tamtej pory jest tylko uzupełniana i wyrywkowo kontrolowana, ale w wielu kościołach bardzo rzadko, raz na 5-6 lat.

Okazuje się wtedy, że ewidencja jest często niepełna, bo w kościelnych spisach zabytków są tylko te cenne przedmioty, które zgłosili sami księża. Ich nikt już potem nie kontrolował.

– W naszej dokumentacji był taki bałagan, że gdyby ktoś chciał, mógłby cały kościół rozkraść i nikt by tego nie zauważył – mówił nam były proboszcz kościoła w Witoszowie, ksiądz Jan Markocki.

– Powinien istnieć szczegółowy spis, a każdy odchodzący z parafii proboszcz powinien być rozliczany – podkreśla Ewa Zienkiewicz, historyk sztuki z Wrocławia, która od wielu lat interesuje się zabytkami sakralnymi na Dolnym Śląsku.

Barbara Obelinda z Wojewódzkiego Biura Konserwatora Zabytków w Wałbrzychu zaznacza, że urzędnicy sami tego problemu nie rozwiążą i dlatego jest ważne, by parafianie mieli świadomość, że to, co w ich świątyni jest cenne, nie należy do księdza. To dobro wspólne.
– Jeśli ludzie będą o tym pamiętać, to będą o te zabytki dbać, a wtedy z pewnością nie zostaną zapomniane i nie znikną niezauważenie – dodaje Obelinda.

Po tym jak w kościele w Witoszowie odkryto brak wielu cennych przedmiotów, obecny proboszcz sam zabiegał o to, by stworzyć tu porządną ewidencję. I robi to specjalna komisja z kurii, a proboszcz o wszystkim na bieżąco informuje parafian.

Barbara Obelinda ma też nadzieję, że dzięki sporym funduszom z urzędu marszałkowskiego (na ochronę zabytków przeznaczono w tym roku 4,9 mln zł) małe parafie zainstalują systemy antywłamaniowe. Dziś zwłaszcza w wiejskich kościółkach takich zabezpieczeń nie ma. Wykorzystują to złodzieje, którzy systematycznie okradają świątynie.

– To plaga. Na szczęście sporo przedmiotów udaje nam się odzyskać – zauważa Paweł Petrykowski z dolnośląskiej policji.

Przypomina, że funkcjonariusze stale sprawdzają giełdy staroci i internet, ale zdarza się, że cenne rzeczy trafiają po prostu na złom.

– Złodzieje często nie zdają sobie sprawy z wartości rzeczy, które kradną, ale ostatnio coraz częściej mamy też do czynienia z kradzieżami na zamówienie – wyjaśnia Petrykowski.

Wszędzie rabują

Każdego roku okradanych jest w kraju ok. 500 kościołów.
Wielu kradzieży nie ma w policyjnych rejestrach, bo nikt ich nie zgłasza, albo gdy np. ginie jedna z kilkunastu figurek czy obraz z zakrystii – nie zauważa.

Najgłośniejszą kradzieżą w powojennej Polsce było obrabowanie relikwiarza św. Wojciecha z katedry w Gnieźnie. Ten cenny zabytek wpisany do rejestrów ONZ, stał w katedrze przykryty folią, kiedy trwał remont. W końcu proboszcz zauważył, że z wieka trumny zniknęła postać męczennika, barokowe anioły, a orłom odłamano skrzydła. Sprawców ujęto, ale zdążyli przetopić zdobycz na złom

.
Małgorzata Moczulska – POLSKA Gazeta Wrocławska
www.naszemiasto.pl

Dodaj komentarz