W Karkonoszach, po góralskich lasach, echem niesie się nazwisko Gołębiowski. Gołębiowski buduje hotel dla 1.500 osób, gościć ich będzie 400 hotelarzy, gastronomów, rehabilitantów, instruktorów itp. Trzy baseny, lodowisko i… cud: 1000 metrowy kryty stok na szaleństwo dla narciarzy przez cały rok. Rocznie ma go odwiedzić milion wielbicieli narciarskich zjazdów. Takie stoki są już w Hanowerze i Dubaju, ale krótsze. Te dane przekazują z ust do ust mieszkańcy Karpacza. Publikuje je też miejscowa i krajowa prasa. Spotkałem różnice w liczbach, ale to nie stanowi o istocie zjawiska. Jego istotą jest to, ze powstaje obiekt o wspaniałych wymiarach, wspaniałej ofercie sportowo – turystycznej. Po prostu coś niezwykłego nawet jak na naszą wyobraźnię i marzenia. Oczywiście narzekają miejscowi gestorzy usług hotelarskich i gastronomicznych, że Gołębiowski odbierze im chleb codzienny – turystów. Tak może się stać, ale wiem, że hotel Gołębiowskiego w Wiśle jest drogi i tamtejszym gestorom bazy noclegowej i małych stołówek nic się nie stało. Ale kto wie?
Powstanie tego obiektu w Karpaczu (dokąd blisko z Niemiec, Czech, a nawet Austrii), znanego ze sportów zimowych, uczyni miasto atrakcyjnym również latem. Już nie tylko na zdobycie Śnieżki będzie się tu przyjeżdżało. Miejscowi spoglądają na tę budowę stalowo – betonową, na góry piachu i skał, na potężne buldożery… i komentują. A widać ją z każdego miejsca górnej części miasta.
Udzieliła mi się ta atmosfera, przypomniałem sobie z lat 60-tych budowę sanatorium „Bałtyk” w Kołobrzegu. Schodami od strony morza mieliśmy wchodzić na podgrzewany piasek plaży. Do dziś zostały tylko schody. Zaś na prawej główce mola miała być obrotowa kawiarnia poruszająca się za słońcem – od jego wschodu do zachodu. Pozostały tylko wystające pale wbite w dno morza pod fundament kawiarni. Ach, marzenia z dawnych lat w Kołobrzegu!
Te zaś w Karpaczu spełnią się, bo Gołębiowski podobnych hoteli zbudował już kilka. Na pewno dogadał się z władzami miasta na zbudowanie nowej drogi dojazdowej. Jedyny obecny szlak z Dolnego do Górnego Karpacza jest już zakorkowany. Co by się działo, gdyby tą wąską, krętą drogą zjeżdżali goście do Gołębiowskiego? Ze wszystkim sobie zapewne poradzą.
U nas w Kołobrzegu takich „korków” może być więcej w związku z budową, co chwila nowego, wielkiego centrum handlowego. Rozpłynęły się wizje lotniska w Bagiczu, zaledwie szepcze się o Centrum Kongresowym. Zanim się spostrzeżemy, Bagicz zapełnią apartamentowce, pewnie niebrzydkie, w wielu baseny, wszystko pod kamerami i strzeżone. Wstęp do obiektów za biletami, a zwykli ludzie będą je oglądać przez dziurkę od klucza. Czy będą promować Kołobrzeg? Zapewne. Wśród chętnych na kupno lub wynajem. Uzdrowisko nasze ma uratować plan przestrzennego zagospodarowania wschodniej części strefy „A”, który przed paroma dniami przyjęła rada miasta. Wznoszonych budów w strefie „A” uzdrowiska już nikt nie zatrzyma. Może zatrzyma się dalszą wyprzedaż jeszcze istniejących tu ostatnich gruntów. Eksperymentem prezydenta miasta może zginie dziki handel na promenadzie im. Jana Szymańskiego. Władze sobie nie poradziły. Ma to opanować jeden, młody kupiec, który promenadę wydzierżawił i postawi tam kilka własnych punktów handlowych. Oby udało mu się zmienić letnie oblicze promenady. Pokaże to czas.
Kiedy chodziłem sobie po górach i deptałem śnieg górskimi butami prosto ze Słowacji, a słoneczko przypiekało, poczułem potrzebę posilenia się ciepłą strawą i grzanym winem. Na Równi, pod Śnieżką, schronisko „Dom Śląski”. W bufecie zaledwie kilka propozycji potraw: żurek, pierogi, fasolka, kiełbasa, schabowy. Fasolki po bretońsku już nie ma, klusek śląskich nie ma, nie ma też grzanego wina. Dopiero 13.30. Samo południe! Za to jest piwo, piwo i piwo! Tym robi się interes. Żurek, na który dałem się namówić, to sina woda, w której pływa dwu-centymetrowa kiełbaska, do tego czułem jej niemiły zapach. Żurek minął się z kucharzem. A jest tam kucharz? Obok bufetu sterta naczyń po posiłkach i napojach. Nikt tego nie zbiera. Stawia się i stawia w nieskończoność. Kosz ze śmieciami kipi. Za barem pies – od czasu do czasu daje głos, przez otwarte drzwi do kuchni widać dwie błyszczące miski dla pieszczocha. Młodzi ludzie, którzy obsługują bufet w schronisku, pochodzą ponoć z Katowic. Chyba mało wiedzą o potrzebach turystów, a jeszcze mniej o gastronomii. Właścicielem schroniska jest Polskie Towarzystwo Turystyczno – Krajoznawcze. Na „Domu Śląskim” wisi tabliczka z napisem „Usługi hotelarskie 2/06”. Jak zapewnia burmistrz Karpacza, taki napis jest gwarantem, iż usługi są świadczone zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa („Merkuriusz Karkonoski – zima 2007/2008”, str. 7). Więc i zgodnie z prawem konsumenckim. Wynika z tego, że sama ewidencja obiektów świadczących usługi hotelarskie znaczy jeszcze mało. Za mało. Wymaga kontroli i egzekwowania prawa. A tak przy okazji – w każdym schronisku sprzedaje się kartki z pięknymi widokami z Karkonoszy, a tylko w schronisku „Strzecha Akademicka” dostałem do kartek znaczki i tam jest też skrzynka pocztowa. W innych poza kartkami ani znaczków, ani skrzynek. Dobrze, że chociaż są pamiątkowe pieczęcie. Ta w „Domu Śląskim”, mimo że przytwierdzona łańcuchem, rozpada się, a odbita rycina już prawie zatarta. Czy kompleks Gołębiowskiego w mieście zmieni coś w schronisku pod Śnieżką? Nie sądzę, bo w sąsiedztwie u Czechów i smacznie, i estetycznie. Nawet w „Strzesze Akademickiej” bardzo się poprawiło. Co z tego wynika? Polak potrafi zbudować cudo i zepsuć cudo.
To sobie ponarzekałem, ale moją specjalnością jest szukanie tego, co dobre, a przy okazji widzieć, co złe.
Miłe sercu były odwiedziny mojego przyjaciela i jego rodziny, bo razem – on tam, a ja tu – ciągnęliśmy wozy hotelarskich szkół. Powspominaliśmy i opowiedzieliśmy sobie, co po latach pozostało z tamtej pracy. Jelenia Góra nie ma już hotelarskich warsztatów szkolnych. Poszły w prywatne ręce. Jak długo będą w Kołobrzegu? Wszystko inne, bo inne czasy i inni ludzie.
Ale pogoda była wspaniała: słońce każdego dnia, nocą lekki mróz, rano biel szadzi na świerkach od regli po szczyty. W czasie wędrówek na szlakach, powyżej 1000 metrów śnieg i temperatura w okolicach zera. I niezapomniany widok z mojego balkonu – wschód słońca zza gór, ozłocona słońcem Śnieżka, Kopa i Biały Jar. W każdą noc dośnieżane trasy narciarskie i reflektory ratraków.
Tak mi się ta zima udzieliła, że kiedy wróciłem do Kołobrzegu, odniosłem wrażenie, że tu lato. Śpiew ptaków. Na mój balkon już nie przylatują po swoje ziarenka sikorki, za to rozkwitnięte krokusy fioletem cieszą oczy.
A tam Śnieżka, mimo wieści o Schengen, pilnuje polskiej granicy.
Mirosław Bremborowicz