Nie będzie tańców na dworcu w Karpaczu

Władze Karpacza wydzierżawiły dworzec bez przetargu za 50 złotych miesięcznie i podatek. Przekonują, że to bardzo korzystne dla miasta. Dzierżawcy zaprzeczają słowom szefów miasta, że mają na dworcu prowadzić naukę tańca.

Popadający w ruinę dworzec PKP w Karpaczu wydzierżawiony został na dwa lata firmie Libra, która po drugiej stronie ulicy prowadzi skład budowlany.

Dzierżawa zostanie skrócona, jeśli miasto rozpocznie modernizację i adaptację dworca na Muzeum Zabawek, dom pracy twórczej oraz punkt informacji turystycznej. Urząd Miasta Karpacza ogłosił już przetarg na wykonanie dokumentacji budowlanej planowanych prac. Na ich wykonanie potrzeba jednak, według wstępnych szacunków, około czterech milionów złotych. Skąd je miasto weźmie? Na razie nie wiadomo.

Dziś dworzec to odrapana i pomalowana sprajem rudera, w której pobliska hurtownia budowlana trzyma część swoich materiałów. Na zadaszonym peronie walają się butelki po wódce i piwie. Toalety to śmietniki. Dzierżawcy płacą miastu 50 złotych miesięcznie brutto oraz 425 złotych podatku od nieruchomości.

Burmistrz Karpacza Bogdan Malinowski i jego zastępca Ryszard Rzepczyński przekonują, że małżeństwo, które prowadzi hurtownię, to tancerze, planujące budowę swojej sali. Na razie czekają na możliwość pozyskania na ten cel środków unijnych. Władze postanowiły więc wydzierżawić im dworzec, by mieli gdzie ćwiczyć i uczyć tańca. Nadaje się do tego duża sala dworca.

Firma, która dzierżawi, należy do państwa Roberta i Jolanty Zbrzeźnych. To świetni tancerze, w siedzibie ich firmy można zobaczyć medale, które zdobyli na zawodach rangi ogólnopolskiej.

Gdy słyszą, że według burmistrza mają ćwiczyć na dworcu, nie ukrywają zdziwienia. Może chociaż będą uczyć tańca? Ich zdaniem ten obiekt się do tego nie nadaje, prowadzenie w nim nauki tańca byłoby nieodpowiedzialne.

Państwo Zbrzyźni dziwią się też, że mieliby robić na dworcu jakiś remont. Chodzi wyłącznie o drobne prace kosmetyczne.

Wszystkiemu przypatruje się Rafał Gersten, który woził turystów drezynami, a na dworcu zorganizował wystawę na temat historii kolei w Karpaczu. Planował uruchomienie kursów drezynami w szerszej skali, zdobył nawet poparcie samorządowców spoza Karpacza, ale wpadł też w ostry konflikt z burmistrzem Malinowskim. Panowie nie tylko różnili się spojrzeniem na wykorzystanie dworca, ale i dawali dowody na to, że się osobiście nie cierpią. Skończyło się tym, że rzeczy Rafała Gerstena zostały wyrzucone z dworca. Stało się tak tuż przed przejęciem budynku przez miasto od skarbu państwa (na zasadzie użyczenia).

www.nj24.pl

Dodaj komentarz