Saga wrocławska

„Saga wrocławska” jest zbiorem poszerzonych i uzupełnionych artykułów, które ukazywały się w „Słowie Polskim” w latach 2000-2001 w cyklu „Saga rodów dolnośląskich”. Składają się na nią 74 opowieści o dziejach rodów lub poszczególnych rodzin, pochodzących z różnych regionów kraju. Łączy je jedno – ich przedstawiciele po 1945 roku osiedlili się we Wrocławiu lub na Dolnym Śląsku, wpisując się w jego najnowszą historię.

Większość sag dotyczy rodzin ziemiańskich. Są tu nazwiska znane, jak Czartoryscy, Lubienieccy, Mańkowscy, Odrowążowie, Platerowie, Zamoyscy, Sokolniccy, i mniej popularne, ale prawie w każdej opowieści pojawiają się postaci związane z historią Polski, zasłużone w różnych dziedzinach. Ich sylwetki i losy opowiedziane są w sposób zwyczajny, w stylu rodzinnej gawędy, zabarwionej anegdotami oraz ciekawostkami z życia codziennego i osobistego.

W publikacji wykorzystano liczne materiały archiwalne, fotografie, dokumenty, wspomnienia, dotychczas na ogół nieujawniane.

Anna Fastnacht-Stupnicka: Saga wrocławska, 74 opowieści rodzinne

Anna Fastnacht-Stupnicka – urodziła się i wychowała we Wrocławiu, skończyła filologię polską na Uniwersytecie Wrocławskim, po studiach zamieszkała w Brzegu. Szlify dziennikarskie zdobywała współpracując z Rozgłośnią Regionalną Polskiego Radia w Opolu, pisząc artykuły do czasopism regionalnych, w latach 80. redagując Prostownik, pismo podziemnej Solidarności. Od 1990 roku w Nowej Trybunie Opolskiej – najpierw kierowała sekretariatem redakcji, następnie działem społeczno-politycznym (reportaże i wywiady z politykami, m.in. pierwszy w polskiej prasie wywiad z Wachowskim i ks. Cebulą). Od 1994 roku znów we Wrocławiu. Jako dziennikarka Gazety Wrocławskiej pojechała w styczniu 1995 r. do Czeczenii, skąd z red. Cezarym Trytką relacjonowała pierwszy etap wojny. Pracowała następnie w redakcjach pism ogólnopolskich: krótko w Gościu Niedzielnym oraz w Przeglądzie Pod Tytułem jako sekretarz redakcji. Współpracowała z Ziemianinem Wrocławskim, Słowem Polskim (Saga rodów dolnośląskich), Gazetą Poznańską. Wydała kilka broszur, np. o Franciszku Myśliwcu, działaczu polskim na Śląsku, oraz o swoim ojcu Adamie Fastnachcie, kustoszu Ossolineum, przygotowała także do druku jego prace. Obecnie współpracuje z Panoramą Dolnośląską, w której publikuje artykuły o wybitnych postaciach związanych z Dolnym Śląskiem od najdawniejszych do obecnych czasów (Portrety z czasoprzestrzeni).

Ziemianie bez ziemi

W czasach, kiedy Polska wraz z Litwą rozciągała się od morza do morza (do tego drugiego morza – Czarnego, Rzeczpospolita Obojga Narodów miała dostęp niemal wyłącznie kartograficzny, a z Bałtykiem było niewiele lepiej), szlachta stanowiła około 16 procent mieszkańców potężnego państwa. W Hiszpanii, Francji, Niemczech, herbowych wystarczało na góra 5 procent i była to klasa społeczna niezwykle hermetyczna, odwrotnie niż u nas, gdzie indygenaty przyznawano dość szczodrobliwie, choć rozważnie, najczęściej za wojenne zasługi, z czym wiązały się nadania ziemskie. A ziemi w Rzeczypospolitej nie brakowało, szczególnie na wschodnio-południowych kresach. Tam też głównie, obok ogromnych magnackich latyfundiów, pojawiały się większe i mniejsze majątki, w których z różnym skutkiem gospodarowali kontuszowi.

Ta klasa średniej szlachty z czasem nabierała coraz większego znaczenia – nie tylko ekonomicznego i politycznego. Kolejne pokolenia stawały się coraz bardziej wykształcone, dostrzegające poza materialnym dostatkiem również inne wartości. Dworek, dwór, czasami pałacyk, przekształcały się z wolna w lokalne centra kultury, oświaty, nowoczesnej agrotechniki, a wreszcie narodowej pamięci, czyli patriotyzmu, co było szczególnie ważne i widoczne podczas zaborów.

Synowie (rzadziej córki i to dopiero u schyłku XIX wieku) szlacheccy wstępowali na uniwersytety, zostawali lekarzami, prawnikami, finansistami czy inżynierami, często wybierali karierę wojskową czy naukową, wieńczoną profesurą i własnymi katedrami. W ten sposób powstawała polska inteligencja. Ona obejmowała stanowiska państwowe i administracyjne, tworzyła politykę. Działo się tak również pod zaborami, szczególnie w Galicji i Lodomerii, ale przede wszystkim w II Rzeczypospolitej. Ale rodzinne gniazda i tradycje pozostawały. Do czasu…

Inteligencko-ziemiańska rodzina po 1 września 1939 roku staje się obiektem makabrycznej ruletki: czerwone czy czarne, wschód czy zachód? Po 17 dniach okazuje się, czym jest wschód… Wschód to wywózki – Sybir i Kazachstan, zachód, Generalna Gubernia – to jednak szansa na przeżycie… Kończy się wojna, zaczyna ochlokracja, rządy motłochu i ćwierćinteligentów w rodzaju Bieruta, Minca, Gomułki, w kraju okrojonym o jedną trzecią, któremu z woli zwycięskiego Stalina podarowano w Jałcie kawał przegranych Niemiec. Ziemie Odzyskane! Po sześciuset latach! Czas między Kazimierzem, oddającym Śląsk Czechom, Pomorze – Niemcom, a nazwanym Wielkim chyba tylko z racji pogrzebu porównywalnego z pochówkiem Karola V, a Manifestem Lipcowym, datowanym na 22 lipca 1944 roku, a drukowanym w Moskwie dwa miesiące wcześniej… Powstanie Warszawskie wybuchło 1 sierpnia tegoż roku…

Ten złowrogi czas i czas powojenny opisuje Anna Fastnacht-Stupnicka w tekstach, publikowanych przez kilka lat we wrocławskim „Słowie Polskim” i zebranych w książce „Saga wrocławska”. To 74 opowieści o inteligenckich rodzinach, w większości pochodzenia ziemiańskiego, które osiadły po II wojnie światowej na Dolnym Śląsku, przede wszystkim we Wrocławiu. O rodzinach okaleczonych psychicznie i fizycznie, wyzutych nie tylko z majątków i mająteczków, ale też niemal pozbawionych możliwości służenia państwu gruntownym wykształceniem i doświadczeniem, a co za tym idzie – utratą dobrego imienia. Właściwie rozpoczynają życie od początku.

Jest to w zasadzie jedna opowieść, rozpisana na siedemdziesiąt cztery głosy, których bohaterami są nie tylko współcześnie opowiadający. Również miejsca i zdarzenia minione, wspomnienia i stare, cudem zachowane fotografie, na których w wystudiowanych pozach w wykwintnych wnętrzach siedzą i stoją eleganckie panie i wytworni panowie, nierzadko w mundurach i przy szabli. Wspólnota dziejów zawarta w konterfektach, herbach, skromnych pamiątkach, czasem dokumentach, przekazach rodzinnych trwających przez pokolenia i obrastających legendą. Gdzieś w tle pobrzmiewają echa dawno zakończonych polowań, żurfiksów, bankietów, zagranicznych wilegiatur i spotkań z możnymi ówczesnego świata… Ale też syberyjskich łagrów, akowskiej konspiracji, powojennej degradacji społecznej i żmudnej, codziennej walki z przeciwnościami narzuconymi przez nowy porządek.

Autorka równie cierpliwie i uważnie słucha opowieści przedstawicieli rodów znanych, historycznych – Czartoryskich, Chodkiewiczów, Chamców, Odrowążów, Platerów, Rzewuskich czy Zamoyskich, co tych z mniejszą liczbą pałek nad herbem, a czasem i bez. Historia, jak walec, zrównała wszystkich i wszystko – prócz pamięci.

Ale jest to również opowieść, czy jak autorka woli – saga, o mieście, o Wrocławiu. O tworzącej się w zniszczonych murach państwowości, zaczątkach lokalnego patriotyzmu. O odbudowie niezbędnych instytucji, na czele z uczelniami. Bowiem sporą część przybyszy stanowiła profesura, zdająca sobie doskonale sprawę z tego, że najistotniejszym, kotwiczącym Polskę na tych obszarach elementem jest nauka i kultura.

Inni pracowali w administracji, spółdzielczości, państwowym przemyśle, oświacie i służbie zdrowia, nierzadko na lichych posadkach. I przychodziło nowe pokolenie, wstępowało na uniwersytety, obejmowało stanowiska, nie zapominając o przeszłości.

Na początku lat 70. „Polityka” opublikowała duży tekst o wojennych i powojennych losach polskiej arystokracji, pokazując jej, delikatnie mówiąc, inny niż oficjalny wizerunek. W efekcie końcowym naczelny Rakowski zawisł na włosku, Braniccy, właściciele pałacu wilanowskiego, mieszkańcy kawałka jednego skrzydła, zostali ekspulsowani do dwóch pokoi w oficynie, a autorka, Małgorzata Szejnert – wylana.

Redaktor Fastnacht-Stupnicka dziś może spać spokojnie. Jej Naczelny również.
Andrzej Łapieński

Nowe gniazdo ziemiaństwa

Sagi rodzinne to summae genealogies naszej zbiorowej i indywidualnej tożsamości. Wiek XX spowodował, iż ścieżki i losy prawie wszystkich polskich rodzin utraciły swoją naturalną przestrzeń rozwoju, by w tym szczególnym czasie okrucieństwa totalitaryzmów zawisnąć nad biologiczną przepaścią zagłady. Rozbiory, narodowe zrywy, wojny światowe, zmiany granic spowodowały to, iż sielankowy obraz ziemiańsko-dworskiego gniazda uległ w naszej pamięci kompletnej degrengoladzie. Takie książki jak Ziele na kraterze Wańkowicza czy Adama Bienia Bóg wysoko, dom daleko na długi czas wyznaczyły normy pisania o losach polskiego ziemiaństwa i chłopstwa. W jednym ze swych artykułów ziemianin Jan Wojciechowski tak pisał: „Dziwne to i do pewnego stopnia oburzające, ale gdy się mówi o bogactwie narodu, to każdy zaczyna wyliczać pola uprawne, lasy, wody, kopalnie, koleje, zakłady przemysłowe, a w najlepszym razie wymienia na ostatku ludność. Toteż nic dziwnego, że wiedza ludzka zdobyła się na głębokie i subtelne znawstwo świata materialnego, a zaniedbała poznanie człowieka, zwłaszcza jego strony psychofizjologicznej”.

I właśnie książka Anny Fastnacht-Stupnickiej Saga wrocławska. 74 opowieści rodzinne jest ze wszech miar udaną próbą oddania prawdy o życiu codziennym polskiego ziemiaństwa, które znalazło swoje nowe gniazdo we Wrocławiu, opowiedzianą w stylu rodzinnej gawędy, urozmaiconą anegdotami oraz ciekawostkami z życia rodzin głównie ziemiańskich…

Któż z nas nie pamięta obrazów polskich dworków i majątków ziemskich opisanych w polskiej literaturze przez naszych klasyków? Najpiękniejszym bodaj dworkiem w polskiej literaturze jest Soplicowo opisane w Panu Tadeuszu. Adam Mickiewicz pokazał świat szlachecki porównany przez Alinę Witkowską do starożytnych Pompejów. Historia szlachecka utrwalona w Panu Tadeuszu to próba utrwalenia w sztuce znikającego kształtu życia i wyjęcia go spod władzy czasu. Drugą taką ikoną polskiego dworu jest malarstwo Jacka Malczewskiego. Jego „zatrute studnie” z aniołami i uskrzydloną śmiercią aż nadto przekazywały symbolikę polskiej dworskiej prowincji oraz jej historii przesianej przez sito czasu. Jest to jedyny bodaj naturalny żywioł, który miele zbiorową pamięć w żarnach Chronosa gubiąc często w plewach drobnostek najważniejsze dla naszej polskiej tożsamości tradycje narodowe i rodowe, wartości etyczne i duchowe przekazywane z pokolenia na pokolenie. Te polskie Termopile, dworki, pałacyki, domostwa i posiadłości – Kresy bliskie i Kresy dalekie – Wileńszczyzna, Lwówszczyzna, Huculszczyzna, to ziemie i miejsca bajeczne, gdzie konstytuowały się związki krwi: ojczyzny, patriotyzmu i honoru. To nasza wiedza alchemiczna, absolutnie niezbędna do zrozumienia naszej współczesności. To w niej dostrzegł tę niezwykłą siłę diamentu zmarły niedawno Roman Aftanazy, autor fundamentalnej pracy Dzieje rezydencji na dawnych kresach Rzeczypospolitej.

Takie książki, jak praca Anny Fastnacht-Stupnickiej, starają się ocalić od zapomnienia odchodzący już powoli ze świateł współczesnej rampy świat naszych przodków. Wrocław to jedno z tych szczególnych miast, gdzie repatrianci, rozbitkowie wojenni, akowcy, znaleźli swoją bezpieczną przystań. Takie znane nazwiska, jak i rody: Aftanazych, Chełmońskich, Chodkiewiczów, Czartoryskich, Lubienieckich, Rostworowskich, Teisseyre’ów, Zamoyskich na trwałe wkomponowało rodzinną heraldykę w herb Wrocławia jako swój własny wielowątkowy witraż osobnej w nim historii, zakorzeniając w jego geografii mocny fundament, którego nie nadwątliły dekrety władz komunistycznych ani prześladowania lat 50. i 60.

Wrocławskie sagi rodzinne to wielopokoleniowy dowód na istnienie nie tylko przypadkowości w naszych ziemskich losach, lecz także matematyczny wzór trwałości i niezłomności. To lektura szczególna, którą rządzi nie przeznaczenie ani Thanatos, lecz upór i etos tradycji przekazywanej w przedmiotach, fotografiach, słowach wspomnień, pamiętnikach, listach. To barwna panorama ludzkich wyborów, często niestety wyborów ostatecznych, ocalona od niepamięci.
Gabriel Leonard Kamiński

Ziemia azylu i powrotu

(Fragment)

Saga wrocławska jest zbiorem 74 opowieści o rodzinach, które po II wojnie światowej znalazły się na Dolnym Śląsku. „Kresy zachodnie” stały się ich schronieniem w następstwie utraty ziemi przodków, często też okazywały się jedynym azylem w rzeczywistości kreowanej przez władzę z sowieckiego nadania.

Dzieje Chodkiewiczów, Ossowskich, Lubienieckich – mimo że w każdym wypadku wyjątkowe – cechują się wieloma podobieństwami. Zawsze są to rody o wielowiekowej tradycji, z których wywodziły się postacie wybitne, odgrywające doniosłą rolę w polskiej historii. Ich siedziby, rozrzucone po rubieżach Rzeczypospolitej, miały „moc kulturalnego promieniowania”. Dzięki nim polskość i polszczyzna przez długie stulecia za wschodnimi granicami postrzegane były jako wzorzec i „siła atrakcyjna”, nadająca ton życiu elit. Stulecie zaborów to już czas tendencji odwrotnej – bezwzględnej rusyfikacji wypierającej nas daleko na zachód od tzw. linii kościołów barokowych. Prawdziwym pasmem kataklizmów okazał się wiek XX. W dwadzieścia lat po preludium pożogi bolszewickiej – hitlerowsko-stalinowska agresja, zsyłki, sowiecka, niemiecka, ounowsko-upowska eksterminacja i na koniec – potwierdzenie w Jałcie praw Sowietów do nabytków zyskanych paktem Ribbentrop-Mołotow.

Książkę Anny Fastnacht-Stupnickiej otwiera opowieść o rodzinie Romana Aftanazego – autora Dziejów rezydencji na kresach. Jedenaście tomów tego dzieła zawiera opisy ok. 1500 siedzib szlacheckich i magnackich ze wschodnich ziem Rzeczypospolitej. Tak, jak i gniazdo rodowe Aftanazych, większość polskiego dziedzictwa na Wschodzie unicestwiły siły „przodującego ustroju”. Polacy, którzy uszli z życiem z zaprowadzanych tam porządków, w największej części trafili na tzw. tereny odzyskane. Fulińscy, Jędrzejewscy, Zakrzewscy od lat czterdziestych zapuszczają korzenie w ziemię dolnośląską. Tu dźwigali ze zgliszcz budynki uczelni, organizowali życie naukowe i kulturalne, na przekór komunistycznemu reżimowi kontynuowali odwieczne tradycje.

Wszyscy pytani o to zgodnie odpowiadają, że ich domem jest ziemia, którą kilkadziesiąt lat temu pobudzili do życia, na której wzrastają ich kolejne pokolenia. Dla wielu też nie było to miejsce nowe. Odrowążowie to przecież ta sama rodzina, z której wywodził się bł. Czesław – patron Wrocławia, w XIII w. jedna z najbardziej zasłużonych dla tego miasta postaci. Ze średniowiecznym dworem książąt wrocławskich związani byli Donimirscy. Jeszcze głębiej w przeszłość i dalej na zachód sięgają korzenie Grodzickich. Ich historycznym przodkiem był władca słowiańskiego plemienia Sprewian – Jaksa. Panował on na Kopanicy (dziś Köpenick, dzielnica Berlina). W 1145 r. we Wrocławiu ożenił się z Beatą, córką komesa Piotra Włostowica. Innym przodkiem Grodzickich był m.in. Jan – kanclerz książęcy, biskup wrocławski w latach 1147-49, a następnie arcybiskup gnieźnieński, któremu przypisuje się ufundowanie Drzwi Gnieźnieńskich. Długosz, opisując bitwę pod Legnicą, kolejnego przodka Grodzickich – Sulisława – wymienia jako jednego z czterech najbardziej bohaterskich rycerzy Henryka Pobożnego. Piętnastowieczne kroniki odnotowują działalność przodków rodziny Sokolnickich – na dworach książąt legnickich i ziębickich. Od stuleci z Dolnym Śląskiem związane były też rodziny Olszowskich czy Winklerów.

Obok ludzi z kresów – na ziemie odzyskane przybywało ziemiaństwo wszystkich zakątków Polski . Dekrety władzy ludowej nie tylko pozbawiały właścicieli majątków ich rodzinnych domów, ale też zakazywały zamieszkiwania w oddaleniu od nich mniejszym niż 50 km. Majątek Ożarowskich znajduje się w Polsce centralnej. Najpierw wyrzucili ich stamtąd hitlerowcy, potem komuniści. Syn właściciela dworu, który pomimo zakazu pozostał, pragnąc pracować jako nauczyciel – został zamordowany przez UB. Podobne były okoliczności osiedlenia na ziemi wrocławskiej Rostworowskich, Kulińskich, Żółtowskich, Czartoryskich…
Grażyna Ślęzak – Opcja na Prawo nr 6/30 – VI 2004

Panorama przeszłości bliższej i dalszej

Historie rodzin zamieszkałych po wojnie we Wrocławiu

„Saga wrocławska” jest zbiorem 74 opowieści o dziejach rodów lub rodzin, pochodzących z różnych regionów Polski. Łączy je jedno – ich przedstawiciele osiedlili się po 1945 roku we Wrocławiu lub na Dolnym Śląsku, wpisując się w jego najnowszą historię. Wnieśli tu nie tylko własne doświadczenia i indywidualność, ale także bogate dziedzictwo duchowe, kulturowe oraz pamięć o swoich przodkach, często sięgającą wiele pokoleń wstecz. Spotkamy wśród nich postaci wybitne, współtwórców lub świadków najważniejszych wydarzeń z przeszłości Polski. Ich sylwetki i dokonania są przedstawione w stylu rodzinnej gawędy, urozmaiconej anegdotami oraz ciekawostkami z życia codziennego i osobistego.

Większość sag dotyczy rodzin ziemiańskich. Pielęgnowane w tym środowisku tradycje i wartości, przekazywana z pokolenia na pokolenie wiedza o przodkach, zachowane pamiątki są bezcennym materiałem, umożliwiającym na przykładzie dziejów poszczególnych rodów prześledzenie wielu procesów życia społecznego i jednostek. Po drugiej wojnie światowej ziemianie nie tylko utracili swoją własność, ale i zostali zmuszeni do opuszczenia rodzinnych stron. Wielu z nich udało się wtedy do Wrocławia, miasta, które uchodziło za stosunkowo bezpieczne i dające nadzieję na rozpoczynanie życia od nowa. Osiedlenie się tutaj przybyszów z różnych środowisk i ze wszystkich regionów kraju sprawiło, że korzenie dzisiejszych wrocławian są niezwykle rozległe. Przez pryzmat losów poszczególnych rodzin można więc zobaczyć historię całej Polski, częściowo także krajów ościennych. Dzisiaj, gdy tak wiele się mówi o potrzebie zachowania tożsamości narodowej po wejściu do Unii Europejskiej, wiedza o własnych korzeniach nabiera głębszego znaczenia. Obserwuje się wyraźny wzrost zainteresowania genealogią, wiele osób próbuje odtworzyć historię swoich rodzin. Znamienne jest to, że młodzi ludzie okazują nierzadko większe zainteresowanie korzeniami niż ich rodzice, którzy dorastali w czasach PRL.

Warto też zwrócić uwagę, że wśród postaci, które pojawiły się w tych opowieściach, jest wiele osób związanych z Akademią Rolniczą. Opowiadający historię rodu Chełmońskich, Adam, dziś już nieżyjący profesor prawa, był mężem prof. Bronisławy Chełmońskiej i ojcem Anny, która jest doktorem habilitowanym na Wydziale Medycyny Weterynaryjnej. W rozdziale zatytułowanym „Damy i hetmani” pojawia się Aleksandra Chodkiewicz, anglistka pracująca w Studium Języków Obcych wrocławskiej AR. To ona m.in. opowiada o swoich przodkach. Jest tu też opowieść o rodzinie Fulińskich (śp. prof. Jacek Fuliński, specjalista w dziedzinie budownictwa, pracował m.in. na Akademii Rolniczej). „Życzliwość ponad wszystko” to tytuł opowieści o rodzinie Gerliczów. Na Wydziale Rolniczym Uniwersytetu Wrocławskiego, a później Wyższej Szkoły Rolniczej, pracował Karol Gerlicz, teść Marii Szołomickiej-Gerlicz, wieloletniej pracownicy wrocławskiej AR, zatrudnionej obecnie w Biurze Informacji i Promocji Uczelni. Na rodzinnej fotografii Jankiewiczów, której poświęcony jest rozdział zatytułowany „W jednym błysku flesza”, tylko jedna osoba dożyła do dziś. To Zbigniew Jara, emerytowany profesor Akademii Rolniczej we Wrocławiu, który opowiada o swoich przodkach. W opowieści o rodzinie Mieczkowskich też pojawia się wrocławska AR – mąż Marii Antoniny Jabłońskiej, wnuczki Ignacego Mieczkowskiego, jest pracownikiem Akademii Rolniczej. W sadze rodziny Mańkowskich jest absolwent Akademii Rolniczej – Piotr Mańkowski, który po ukończeniu studiów zajął się hodowlą zwierząt futerkowych.

A poza tym, warto podkreślić żywą narrację książki i znakomity styl, co sprawia, że „Sagę wrocławską” czyta się z zapartym tchem.
(mwj), Głos Uczelni, Biuletyn Informacyjny Akademii Rolniczej we Wrocławiu Nr 135, grudzień 2004

Dodaj komentarz