Odra, kamieniołomy i glinianki zabijają amatorów kąpieli. Od początku roku na Dolnym Śląsku utopiło się 16 osób. Szalone zabawy i chęć ochłodzenia się w upalny dzień zbierają tragiczne żniwo.
W środę odnaleziono piątą śmiertelną ofiarę tragicznego spływu po Odrze – szesnastoletniego chłopca. Przypomnijmy: w niedzielę trzech dorosłych mieszkańców Oławy i dwóch nastolatków, bagatelizując znaki ostrzegawcze, podpłynęło motorówką do jazu wodnego w okolicach Lipek na granicy województw dolnośląskiego i opolskiego. Potężny prąd wodny nie dał im żadnych szans. Nikt nie wypłynął żywy na powierzchnię rzeki. Prąd był tak silny, że odnalezienie wszystkich ofiar zajęło płetwonurkom kilka dni.
Z kolei pod Złotoryją kilka tygodni temu utopiło się dwóch harcerzy. W czerwcu w nurtach Odry koło Ścinawy zginął siedemnastolatek. Wreszcie kilka dni temu woda zabiła nastolatka w Zgorzelcu.
A mogło być znacznie gorzej – ratownicy wodni i policjanci uratowali 50 innych amatorów dzikich kąpieli!
– Niestety znajdą się kolejni śmiałkowie bez wyobraźni, którzy będą kąpać się w Odrze między pływającymi barkami – nie mają wątpliwości policjanci z komisariatu wodnego we Wrocławiu.
– Zechcą zacumować przy jazie wodnym czy wpłynąć kajakiem tam, gdzie jest to zabronione – mówi, podpierając się kilkunastoletnim doświadczeniem zawodowym, Tomasz Tchórz, policjant z komisariatu wodnego.
Jego koledzy z patrolu w ciągu tygodnia interweniują tylko na Odrze, w której nie można się kąpać, aż kilkadziesiąt razy. Przez kilka ostatnich dni uratowali od utonięcia 7 osób. Najgorzej jest w czasie upałów. Pełne ręce roboty policjanci mają wtedy od rana do nocy.
– Ludzie kąpią się przy opatowickim jazie i nawet skaczą z filarów budowli do wzburzonej wody. Podobnie jest na rzece Oławie. Bez zastanowienia pluskają się też koło Wyspy Słodowej – wylicza Grzegorz Muchorski z wrocławskiej straży miejskiej.
Ludzie pływają też w zimowisku barek na Osobowicach, gdzie na dnie leżą pozostałości wraków. Skaczą z jazu szczytnickiego w głąb wody i kąpią się w kanałach, gdzie wypływa woda z elektrowni. Nie zrażają ich niebezpieczeństwa, takie jak prądy, wiry wodne, spady i kaskady, a także nieuregulowane dno czy pozostałości po zatopionych barkach.
– Mandaty i zakazy nie robią na niektórych wrażenia – przyznaje Andrzej Pawlukonis z Centrum Powiadamiania Ratunkowego we Wrocławiu. Dzikich pływaków nie zraża też brudna woda w rzece.
– Woda w Odrze absolutnie nie spełnia warunków sanitarnych do kąpieli. Jest zanieczyszczona bakteriami i groźnymi substancjami chemicznymi. Na pewno znajdują się w niej bakterie coli. Mogą one spowodować wymioty i biegunkę – wylicza Jacek Klakoczar, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej we Wrocławiu. Trzeba też uważać na chemikalia – raz jest ich w rzece więcej, innym razem mniej.
Na pewno pływają tam pochodne rozpuszczalników i benzyna. Są też sole metali ciężkich, które mogą spowodować ostre zatrucia – ostrzega Klakoczar.
Życie ryzykują też kajakarze, od których aż się roi na rzece.
– W ogóle nie znają przepisów żeglugowych. Wpływają wszędzie, nawet mimo znaków zakazu – opowiada Tomasz Tchórz z policji. – Podróżują po rzece wzdłuż i wszerz, zapominając, że to droga żeglugowa dla barek i promów turystycznych.
Ratownicy WOPR i patrole policji wodnej wyciągają kajakarzy z wody kilka razy w tygodniu.
– Rzeki są zdradliwe, mają niezbadane dno. Na ludzi czyhają wiry i prądy, które wciągają ich pod wodę. Rzeki są pełne śluz, jazów i stopni wodnych – ostrzega Łukasz Iskrzycki, szef grupy operacyjnej dolnośląskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego we Wrocławiu.
Jednak niezwykle niebezpieczne są nie tylko rzeki, ale i niestrzeżone kąpieliska w żwirowniach, gliniankach czy zalanych kamieniołomach.
W tych ostatnich groźne są zwłaszcza skoki do wody z dużych wysokości. Uznajemy, że jest tam głęboko, a nieraz zaraz pod powierzchnia tafli znajdują się niewidoczne skały. Kilka ofiar w ciągu ostatnich lat pochłonął kamieniołom w Zimniku pod Strzegomiem. Zdarza się, że śmiałkowie do wody skaczą tu nawet z 25 metrów!
W gliniankach i żwirowniach zagraża nam najczęściej zamulone dno, które może nas uwięzić pod wodą po skoku. Powodem utonięć w żwirowniach jest też często zaskakująco głęboka woda. Metr od brzegu może być bardzo głęboko, a niewiele dalej znowu płytko.
W większości jednak przyczyną utonięć jest picie alkoholu nad wodą. Policjanci ratowali np. pijanego mężczyznę, który ze swoimi dziećmi wypłynął na podwrocławskie rozlewisko Bajkał na tanim pontonie z Chin. – Po kilku minutach na słońcu sprzęt z Azji zaczął wypuszczać powietrze. Przypłynęliśmy w ostatniej chwili – relacjonują ratownicy. Pontony bez atestu pękają też na słońcu nagle. Wtedy o ratunek bardzo trudno.
Bądź rozsądny
Dzikie kąpieliska pochłaniają najwięcej ofiar, dlatego nie warto ryzykować. Wybierajmy strzeżone przez ratowników akweny. Najczęściej toną ludzie, którzy przed wejściem do wody napili się alkoholu. Nawet jedno piwo wypite na słońcu może doprowadzić do utonięcia. Uważajmy również na wstrząs termiczny. Gdy rozgrzani wskoczymy do lodowatej wody, możemy doznać szoku, który czasami prowadzi do zatrzymania akcji serca. Nie można też zapominać, że nawet najlepsi pływacy toną. Rodzice muszą więc pilnować swoich dzieci podczas kąpieli. Płynąc kajakiem czy pontonem, zawsze pamiętajmy o założeniu kapoka.
Janusz Krzeszowski – POLSKA Gazeta Wrocławska
www.naszemiasto.pl