Ten sezon zimowy był równie kiepski jak poprzedni. W kurortach brakuje atrakcji turystycznych.
– Bankructwa jeszcze nie ogłaszamy, ale ten sezon trzeba zaliczyć do nieudanych. Drugi rok z rzędu jest kiepsko – ocenia Jan Dębkowski, zastępca dyrektora spółki Sudety Lift, obsługującej wyciągi na Szrenicy w Szklarskiej Porębie.
Na stokach w górskich kurortach śniegu nie ma już od miesiąca. Co prawda wysoko w górach jeszcze leży, jednak po ostatnich opadach deszczu praktycznie nie nadaje się już do jazdy. Bardzo uparci narciarze znajdą resztki śniegu pod Halą Szrenicką, na Kopie w Karpaczu czy w Zieleńcu, lecz jazda ma niewiele wspólnego z przyjemnością. Śniegu jest bardzo mało, jest mokry lub zmrożony.
– To nie to samo, co 3-4 lata temu, kiedy narciarze szturmowali nasze stoki – wzdycha Dębkowski.
W tym roku aura okazała się wyjątkowo nieprzyjazna. W styczniu wiał bardzo mocny wiatr.
– Z tego powodu nasz główny wyciąg przez 30 dni nie chodził. Tylko przez 6 dni mogliśmy dośnieżać nartostrady – wyjaśnia Waldemar Draheim, prezes Miejskiej Kolei Linowej w Karpaczu.
Minorowe nastroje panują wśród hotelarzy.
– Gdyby nie grupy zorganizowane z zakładów pracy, już teraz miałbym puste pokoje – żali się Krzysztof Molka, właściciel pensjonatu Carmen w Szklarskiej Porębie.
Właściwie turyści dopisali jedynie podczas świąt, w sylwestra i potem w trakcie ferii.
– W tym sezonie wyjątkowo wielu turystów pytało nas o inne atrakcje w regionie poza nartami – mówi Elżbieta Gołębiowska z Informacji Turystycznej w Karpaczu.
Tych jednak wciąż jest niewiele. Kurorty nie mają zbyt wiele do zaoferowania – poza Karpaczem, gdzie można wejść na Śnieżkę, pozjeżdżać dwiema rynnami saneczkowymi, powspinać się w parku linowym, skoczyć na bungee czy pojeździć na koniu.
www.karpacz.naszemiasto.pl