Templariusze na Dolnym Śląsku

Historia pobytu słynnego zakonu na Dolnym Śląsku zostanie napisana od nowa! Kustosz, który zajrzał do archiwów, dokonał sensacyjnych odkryć.
Informacje z powieści Dana Browna „Kod Leonarda da Vinci” bledną przy odkryciach dokonanych przez kustosza Muzeum w Wałbrzychu. Dotarł do sensacyjnych dokumentów i niezwykłych miejsc związanych z pobytem templariuszy w południowych zakątkach Dolnego Śląska.

I o ile Brown w swojej książce odwołuje się do autentycznych postaci i miejsc, o tyle jego powieść jest jedynie fikcją literacką. A odkrycia wałbrzyskiego kustosza bez wątpienia będą przedmiotem wnikliwych badań historycznych.

– Wszystko zaczęło się trzy lata temu, kiedy zacząłem gromadzić materiały do książki o pobycie templariuszy na Dolnym Śląsku – mówi Marek Stadnicki, kustosz Muzeum w Wałbrzychu. – Postanowiłem obalić mity, że osiedlili się tylko w Oleśnicy Małej oraz Owieśnie, i mówiące o tym, że przybywali do Polski z Francji jedynie przez terytorium Niemiec.

Muzealnik zrobił rozeznanie w Archiwum Akt Dawnych i wrocławskim Archiwum Archidiecezjalnym. Dostał do wglądu niemieckie rękopisy z XVIII i XIX wieku. Po raz ostatni dokumenty przeglądano ponad 100 lat temu! Zawarte w nich informacje wprawiły go w osłupienie. W jednym z rękopisów opisano prace budowlane niedaleko Złotoryi ok. 1860 roku. Na fundamentach zamku wznoszono tam pałac i w trakcie prac znaleziono relikwiarze templariuszy oraz słynnego Bafometa. Opisano go jako głowę z czterema twarzami – anioła, woła, orła i człowieka. Dodano, że są to symbole ewangelistów. Napisano również, że część znaleziska trafiła do muzeum, a część kupił prywatny kolekcjoner. Wokół przedmiotu nazwanego Bafometem urosło wiele mitów. Okultysta Eliphas Levi przedstawił go w XIX w. jako kozła z wielkimi rogami, kobiecymi piersiami i kopytami, siedzącego na ujarzmionym globie. Na łbie miał pentagram, z pleców wyrastały mu skrzydła. Zeznający podczas swojego procesu templariusze przedstawiali Bafometa jako głowę. Prawdopodobnie chodziło o głowę Jana Chrzciciela lub twarz Jezusa Chrystusa odciśniętą na całunie turyńskim.

– W największe zdumienie wprawiła mnie jednak historia ubogiego szlachcica Stilfrieda von Rattonitz, który posiadał tylko połowę wsi Żelowice – opowiada Stadnicki. – W pierwszej połowie XIX w. kupił zamek w Lipie Jaworskiej, który został wzniesiony przez templariuszy. Natychmiast rozpoczął prace archeologiczne w posiadłości i dziwnym zbiegiem okoliczności jego status majątkowy oraz pozycja społeczna zaczęły błyskawicznie rosnąć.

Cesarz Hohenzollern mianował go Mistrzem Protokołu Dworu Cesarskiego. Niespełna trzy lata później, do niedawna ubogi szlachcic, dostał zaproszenie na dwór króla Portugalii i dwór króla Hiszpanii. Ten pierwszy dodał mu do nazwiska tytuł zu Alcantara. To nazwa zakonu rycerskiego, który po rozwiązaniu zakonu templariuszy, przyjął wielu z nich w swoje szeregi. Stilfried von Rattonitz zu Alcantara ufundował też kościół w Żelowicach, który jest wzorowany na słynnej kaplicy Rosslyn wybudowanej przez templariuszy w Szkocji. Na ołtarzu kościoła umieścił krzyż rycerzy-zakonników. Zwoził też do Żelowic z całego Dolnego Śląska granitowe płyty nagrobne templariuszy. Jest ich tam ok. 40.

– Materiałów o templariuszach na Dolnym Śląsku jest dużo więcej – mówi Stadnicki. – Ustaliłem, że po powrocie z Ziemi Świętej docierali na te tereny przez Włochy, Chorwację, Węgry i Czechy. Osiedlali się wzdłuż granicy biegnącej przy paśmie Gór Sowich. Tu budowali swoje komandorie.

Ciekawostką jest, że wszystkie budowane przy siedzibach templariuszy kościoły były pw. św. Marii Magdaleny. Książka o ich pobycie na Dolnym Śląsku ma się ukazać w przyszłym roku.

Zakon templariuszy powstał w 1119 r. Założył go Hugues de Payensa, rycerz z Szampanii. Początkowo chronił pielgrzymów w Ziemi Świętej, później zajął się walką z muzułmanami. Nazwa zakonu pochodzi od miejsca ich siedziby w pobliżu dawnej świątyni Salomona (templum). Po upadku Królestwa Jerozolimskiego rycerze przenieśli się na Cypr, a następnie do Francji. Zadłużony u templariuszy król Filip IV Piękny oskarżył ich o konszachty z diabłem i doprowadził do likwidacji zakonu. Królowi nie udało się przejąć legendarnego skarbu zakonu.

Artur Szałkowski – POLSKA Gazeta Wrocławska
www.naszemiasto.pl

Dodaj komentarz