Wielka polityka małej Kotliny

Czy międzynarodowa polityka regionalna może stać się na tyle wywrotowa, aby zagrozić integracji całego kraju? Jakie są korzyści z międzynarodowych działań politycznych dla zwykłych ludzi? Jak kształtowała się taka polityka w Jeleniej Górze i kotlinie po 1989 roku?

Na tymi i innymi kwestiami zastanawiali się dziś podczas Obserwatorium Karkonoskiego w Biurze Wystaw Artystycznych pierwszy wojewoda jeleniogórski po upadku PRL Jerzy Nalichowski, pierwszy niekomunistyczny prezydent Jeleniej Góry Marcin Zawiła i długoletni dyrektor Muzeum Przyrodniczego Andrzej Paczos. Dyskusję moderował i wstępem opatrzył dziennikarz „Odry”, eseista Andrzej Więckowski.

Polityka regionalna może zagrozić suwerenowi, gdy w grę wchodzi akcentowanie odrębności lokalnych, wynikających zwłaszcza z różnic narodowościowych – mówił we wstępie Więckowski. Podał przykłady wielu antagonizmów regionalnych, które mogą doprowadzić do – jak to ujął – tektonicznej sytuacji i wojen. Mogą skłócić stanowiące jedno państwo narody, które dążą do niepodległego bytu i doprowadzić do skrajnego przełożenia granicznych „klocków” na mapie.

Jak to jest u nas? Wojny nam nie grożą, ale – jak się okazuje – w przeszłości nie tak odległej z regionalną polityką zagraniczną było różnie, nieraz blisko stanom „zapalnym”…

– Nie jestem politykiem, tylko geografem i chciałbym z tego punktu widzenia spojrzeć na to, jak traktujemy potencjalnych zagranicznych partnerów – powiedział Andrzej Paczos, ceniony regionalista. Zanalizował, między innymi, obcojęzyczną zawartość stron internetowych reklamujących nasz region. Okazuje się, że nie jest kolorowo. Niektóre gminy mają bardzo uproszczoną informację dla cudzoziemców, choć nie brakuje ciekawostek. – Starostwo jeleniogórskie ma podstronkę po… chińsku – wyjaśnił Andrzej Paczos. Z kolei ze stron obcojęzycznych, które traktują o naszym regionie i miastach, najlepsza jest witryna w języku… esperanto. W tym także języku jest najwięcej informacji.

A. Paczos podkreślał niemal bezpośrednie sąsiedztwo Jeleniej Góry z Pragą, która już stała się współczesnym „Paryżem” tej części Europy. – Jest najczęściej odwiedzaną przez cudzoziemców stolicą, która znajduje się tylko około 200 km od nas. Stąd każdy może dotrzeć do Jeleniej Góry, tylko należy go do tego zachęcić – dał do zrozumienia.

Były dyrektor Muzeum Przyrodniczego opowiedział też, jak kilka lat temu prywatnie pojechał na targi turystyczne do Berlina. Wrócił oburzony, bo na stoisku Jeleniej Góry zamiast specjalistów od promocji władających językiem niemieckim, spotkał grono urzędników, którzy urządzili sobie… wycieczkę łącząc ją z targami. Dodał też, że ważne jest kształtowanie stosunków z partnerami z zagranicy już na poziomie instytucji. – Mam bardzo dobre doświadczenia ze współpracy z Muzeum Przyrodniczym w Goerlitz, które jest nieporównywalnie większe od naszego (szóste co do wielkości w Niemczech). Traktowano nas tam jak partnerów – zaznaczył Andrzej Paczos. Dodał także, że współpraca z miastami partnerskimi często przynosi korzyści tylko dla urzędników. Znacznie mniej dla szarych obywateli.

Jerzy Nalichowski opowiedział kilka anegdot z fazy rozwojowej demokracji lokalnej w Polsce i województwie jeleniogórskim. – Jedną z pierwszych umów, jakie podpisałem, była przygotowane jeszcze za PRL porozumienie o współpracy z Aachen. Trwa ona do dziś – mówił J. Nalichowski. Przypomniał jednak, że nie zawsze na międzynarodowym polu, było łatwo. Musiał się gęsto tłumaczyć przed ówczesną premier Hanną Suchocką za to, że policjanci pod Bolesławcem potraktowali jak bandytów rodzinę Rosjan, co do której mieli uzasadnione podejrzenia o działalność przestępczą. Skończyło się niemal międzynarodowym skandalem.

Mówił także o „bólach porodowych” Euroregionu Nysa, pierwszego takiego tworu w Polsce, który – o ile powstał bez żadnych problemów tu, w regionie, w Warszawie budził wielki niepokój władz. – Kiedy trzeba było od prezydenta RP list patronacki, Wałęsa nie miał dla mnie czasu. Nie przyjął mnie też Lech Kaczyński (wtedy sekretarz stanu Kancelarii Prezydenta). Do Warszawy jeździłem trzy razy. W końcu powiedziałem, że nie wyjdę z biura, jak nie dostanę listu – mówił Nalichowski. Dokument dostał, ale następny rząd, ten premiera Waldemara Pawlaka, wziął pod lupę euroregiony i omal nie oskarżył ich współtwórców o czwarty rozbiór Polski i zdradę stanu.

Marcin Zawiła zaznaczył, że stworzenie Euroregionu Nysa było koniecznością i pozwoliło Jeleniej Górze i okolicom wyprzedzić pozostałą cześć Polski we współpracy z Unią Europejską i korzystaniu z jej środków na rozmaite inwestycje, które służą do dziś.
Podkreślił też, że gdyby nie współpraca z Bautzen, dzięki której udało się pozyskać środki unijne na budowę Książnicy Karkonoskiej, placówka nie powstałaby.

Pierwszy prezydent miasta opowiadał też o genezie stosunków Jeleniej Góry z innymi miastami, w tym zaoceanicznym Tylor. – W pierwszych latach prezydentury przyszedł do mnie niejaki Smith, powiedział, że jest burmistrzem Tylor i że mamy się przyjaźnić. Poszliśmy wieczorem na wódkę. Powiedział, że jego rodzice pochodzą z Berdyczowa, on kocha Polskę i nie nazywa się Smith tylko Szlangbaum – opowiadał Marcin Zawiła. – Chłopie, ty się nie martw. Będą z tego same korzyści! – powiedział Amerykanin. Rzeczywiście: Tylor wkrótce dało pieniądze na miesięczny staż dla kilkunastu jeleniogórzan. Niestety, stosunki z hojnym miastem później przygasły.

Zdaniem nie tylko posła Zawiły celem międzynarodowej polityki regionu powinno być przede wszystkim dobro obywateli, a nie fakt, że spotykają się gdzieś tam urzędnicy. Niestety, nie zawsze owo życzenie da się przekuć w rzeczywistość, czego często jesteśmy świadkami…

www.jelonka.com

Dodaj komentarz