Magia dolnośląskich zamków

Magia dolnośląskich zamków - rezydencje i ich losy

Zamczyska na wysokich górach, warownie strzegące miast, pałace ukryte w romantycznych parkach to nieodłączne elementy dolnośląskiego krajobrazu. Wystarczy nieco zboczyć z wytyczonych szlaków, aby trafić na magnackie siedziby, albo na to, co po nich pozostało. Do II wojny światowej na tzw. ziemiach odzyskanych znajdowało się ponad siedem tysięcy zabytkowych budowli z różnych epok. Oprócz kościołów były to głównie wspaniałe rezydencje i zamki. Archeolodzy twierdzą, że na Dolnym Śląsku znanych jest około 500 miejsc, w których niegdyś stały bądź stoją średniowieczne warownie.

Na przełomie XIII/XIV wieku książęta świdnicko-jaworscy stworzyli rozległy system obronny, który obejmował cały południowy i zachodni Dolny Śląsk. Jakaż to potężna sieć warowni! Południowych granic broniły zamki w Jeleniej Górze, Niemczy, Ząbkowicach Śląskich, Kamiennej Górze, Książ, Cisy, Nowy Dwór, Lubno, Radosno, Rogowiec, Grodno, zachodu – zamki w Bolesławcu, Chojnowie, Chocianowie i we Wleniu. Większość z nich legła w gruzach, w niektórych, np. w Bolkowie i na Chojniku, ciągle tętni życie, a urządzane tam turnieje rycerskie przywołują na chwilę dawne czasy. Do świetności wracają też, systematycznie niszczone i rozgrabiane tuż po zakończeniu wojny, dolnośląskie pałace. Teraz coraz częściej urządza się w nich stylowe hotele i restauracje, miejsca spotkań miłośników historii lub po prostu muzea.

Wiele z tych obiektów znajduje się w prywatnych rękach, a podnoszenie z ruin wiekowych rezydencji to praca dla kilku pokoleń. W większości obiektów nie zachowały się żadne meble ani pamiątki, a odnalezienie fotografii wnętrz często graniczy niemal z cudem. Bywa, że jedynym wspomnieniem świetności są resztki zabytkowego parku lub ogrodu.

Te wszystkie miejsca fotografuje od lat Krzysztof Góralski – wrocławski fotoreporter, autor zdjęć do wielu publikacji poświęconych zabytkom Dolnego Śląska. Na początku XX wieku te same zamki i pałace uwieczniał niemiecki fotografik Robert Weber. W obszernym albumie Zamki śląskie pokazał piękno i przepych kilkuset rezydencji. Kiedy Krzysztof Góralski postanowił pójść ich śladem, okazało się, że dziś zostało ich zaledwie kilkadziesiąt. Te, które przetrwały, ciągle zaskakują swoim pięknem. Dzięki nim Dolny Śląsk jest jedną z najbardziej magicznych krain na świecie.

W książce znalazły się czterdzieści dwa obiekty. Ich fotografie zostały uzupełnione nie tylko podstawowymi wiadomościami historycznymi, ale i ciekawostkami. Znajdują się tu także informacje o godzinach otwarcia poszczególnych obiektów, możliwościach noclegu i zjedzenia posiłków.

Dodatkowym walorem albumu jest wysmakowana oprawa edytorska.

Joanna Lamparska jest dziennikarką Słowa Polskiego • Gazety Wrocławskiej, współpracownikiem National Geographic oraz autorką książek o ukrytych skarbach, tajemnicach II wojny światowej, zamkach, twierdzach i podziemiach. W wolnych chwilach otwiera dziwne kolekcje, penetruje stare sztolnie, szuka zaginionych dóbr kultury. Bez przerwy podróżuje i na ogół zawsze za daleko. Wielokrotnie nagradzana, w 2005 roku otrzymała wyróżnienie Polskiej Organizacji Turystycznej za promowanie walorów Dolnego Śląska [GRATULUJEMY => „Skarb, nie turystka”].

Krzysztof Góralski od lat fotografuje dolnośląskie zabytki, współpracuje z wieloma redakcjami i wydawnictwami. W czasie zawodowych wędrówek podąża śladami sławnego niemieckiego fotografa Roberta Webera, który w latach dwudziestych XX wieku uwiecznił na zdjęciach wszystkie rezydencje Dolnego Śląska. Dokumentuje życie różnych mniejszości religijnych, zbiera archiwalia dotyczące historii Polski południowo-zachodniej. Owocem jego wypraw w najdalsze rejony świata są liczne wystawy.

Joanna Lamparska, fotografie: Krzysztof Góralski – „Magia dolnośląskich zamków – rezydencje i ich losy”

Recenzje

Czterdzieści dwa powody do zadowolenia…?

Po roku 1945 jeden z najpiękniejszych regionów Niemiec – Dolny Śląsk – stał się częścią powojennej Polski i wraz z też niemieckim Pomorzem Zachodnim i sporym kawałkiem Prus Wschodnich nazwanym „Ziemiami Odzyskanymi”. Udowadnianie, że są to prastare „Ziemie Piastowskie” trwało kilkadziesiąt lat, a jednym ze sposobów na potwierdzenie tej tezy było nie tylko fałszowanie historii zawartej w dokumentach, ale też fizyczne zacieranie śladów 600-letniej obecności na tych ziemiach wszelkich nacji na czele z niemiecką – prócz polskiej. Można to zrozumieć, choć nie usprawiedliwić, jedynie koniecznością samoulegitymizowania się nowej, narzuconej społeczeństwu władzy, głoszącej wszak sprawiedliwość społeczną.

Zaś „sprawiedliwość społeczną” egzekwowano po bolszewicku, według sprawdzonych, rewolucyjnych zasad – teraz my będziemy jeździć karetami, a panowie przerzucać gnój, często na Workucie.

Tuż po wojnie na terenach byłej Rzeczypospolitej, a bez utraconych Kresów, znajdowało się około 20 tysięcy wartościowych, najczęściej historycznych obiektów; pałaców i pałacyków, dworów i dworków z przyległościami parkowymi czy ogrodowymi, z reguły wyposażonymi w tzw. majątek ruchomy – wysokiej klasy meble, niejednokrotnie dzieła sztuki, rodzinne pamiątki stanowiące w zasadzie skarbnicę narodowej tradycji, obyczajów i kultury. Trzydzieści lat później doliczono się ich zaledwie… 2 tysiące.

Doliczając do tego 7 tysięcy zabytkowych budowli tylko z Dolnego Śląska, z których dochowało się do dzisiaj kilka, może kilkanaście procent, otrzymamy tragiczny bilans nie tyle wojny, bo ta niszczyła głównie miasta, co czasu po. Czasu, w którym odbudowywano kraj łącznie z restauracjami starówek na czele ze Starówką warszawską, przecież nie restaurowaną, a wznoszoną niemal od fundamentów po to tylko, by tę biedną, przedwojenną dzielnicę slumsów uczynić wzorowym osiedlem socjalistycznym, gdzie artysta obok robotnika będą razem tworzyć świetlaną przyszłość, cokolwiek miałoby to oznaczać, a jednocześnie niszczono, czy dopuszczano do niszczenia, tysiące pięknych zabytków.

Wrocławscy dziennikarze – Joanna Lamparska i Krzysztof Góralski – są autorami pięknej książeczki(?) pod tytułem „Magia dolnośląskich zamków”, będącej czymś pośrednim między turystycznym przewodnikiem a niewielkim albumem. Na miano albumu zasługuje ze względu na kilkadziesiąt świetnych fotografii Krzysztofa Góralskiego, który znakomicie operując światłem, barwą i kadrem, nie ograniczającym się do samej architektury, potrafił pokazać ciepły, nieco nostalgiczny obraz miejsc, które szczęśliwie, choć w różnym fizycznym stanie, dotrwały do naszych dni.

Zdjęcia towarzyszą krótkim, ale smakowitym tekstom Joanny Lamparskiej, opisującym dzieje budowli i ich właścicieli, z lekkim przymrużeniem oka przywołującym niesamowite legendy, a też listy gości bywających w owych rezydencjach, wśród których nie brakuje koronowanych głów, o innej błękitnokrwistej drobnicy nie wspominając.

Teksty te zawierają również suche, wyprane z emocji informacje o powojennych losach tych 42 pokazywanych obiektów. 42 z 7 tysięcy! Otóż 12 z nich zostało zniszczonych czy kompletnie zdewastowanych przez żołnierzy radzieckich, a 11 przez… no właśnie, kogo? Nowe władze, miejscową ludność, szabrowników? Chyba po trochu wszystkich, ale w każdym razie przez polskie ręce. Wstyd, ogromny wstyd…

Jednak mamy tu też, a może przede wszystkim, do czynienia z nadzieją. Nadzieją, że to zło i bezmyślność powoli ustępują. Bo przecież w ciągu ostatnich lat wiele z tych perełek dolnośląskiej architektury pałacowej czy rezydencjalnej zostało uratowanych i odrestaurowanych. Co prawda w większości nie za polskie pieniądze, ale według mnie nie ma to większego znaczenia. Nadal jesteśmy, mimo przynależności do Unii Europejskiej, biednym krajem, a tego rodzaju przedsięwzięcia są niesłychanie kosztowne.

Ważne jest, że zdajemy już sobie sprawę z tego, iż dostaliśmy to wszystko w depozyt od Pani Historii i nie wolno tego depozytu traktować, za przeproszeniem, jak psie gówno.
Co robiono przez kilkadziesiąt lat.
Andrzej Łapieński

Dodaj komentarz