Offroad w Karkonoszach

Wałbrzyski automobilklub pomaga leśnikom zatrzymywać nielegalnych rajdowców. Pędzą nawet 70 km/h. W najlepszym wypadku mogą ochlapać spacerujących błotem. Zdarza się jednak, że niewiele brakuje do nieszczęścia. Amatorzy szaleńczych jazd na quadach upodobali sobie lasy w regionie wałbrzyskim i jeleniogórskim.

Niszczą wszystko, co spotkają na drodze, zagrażają spacerowiczom i płoszą zwierzynę. W tor motocrossowy zmienili np. rezerwat przyrody na górze Miłek koło Wojcieszowa.

Motocykliści, których spotyka się w lasach, to nie tylko mieszkańcy okolicznych miast. W Karkonosze przyjeżdżają nawet Niemcy i Holendrzy. Zwykle są nieświadomi, że łamią prawo, wjeżdżając motocyklem do lasu. Polscy przewodnicy, którzy zarabiają na organizowaniu im wypraw, nie informują o zakazie.

W regionie wałbrzyskim najwięcej offroadowców grasuje pod górą Chełmiec. Przyjeżdżają z całego Dolnego Śląska, a na tzw. ustawki umawiają się w internecie.

Leśnicy i przyrodnicy przyznają, że problem narasta. Jednak mają zwykle związane ręce. Pojazdy nie są oznakowane, a kierowcy potrafią błyskawicznie uciec. Pościg mógłby się skończyć tragedią. O tym, że rajdowcom brak wyobraźni, przekonali się w Wałbrzychu. Leśnicy stali na czatach, by zatrzymać uczestników nielegalnych wyścigów, gdy ci na ich widok zaczęli uciekać. Jeden przejechał z ogromną prędkością tuż koło samochodu strażników. Mało brakowało, by urwał drzwi.
Szaleńczych wyścigów ma dość nawet wałbrzyski automobilklub. Bo to zwykle on jest obwiniany za nielegalne rajdy.

Postanowił pomóc strażnikom miejskim, leśnym i straży granicznej. Wykorzystując swoje samochody, patroluje miejsca, w których najczęściej organizowane są dzikie rajdy. To wsparcie jest ważne, bo do automobilklubu często docierają informacje o planowanych spotkaniach. Tak było kilka dni temu, kiedy w okolice Wałbrzycha wybierała się grupa rajdowców z Wrocławia. Razem z mundurowymi członkowie klubu pojechali na miejsce.
– Widzieliśmy, jak kilku uciekło. Teraz inaczej przygotujemy zasadzkę, mamy nadzieję, że akcja skutecznie ich odstraszy – mówi Marcin Szewczak z automobilklubu w Wałbrzychu.
Przyznaje, że dociera do nich wiele skarg od zbulwersowanych ludzi, którzy myślą, że to ich sprawka. – Chcemy przekonać, że nie zgadzamy się na takie nielegalne wyprawy – wyjaśnia Szewczak.

– Mandat za wykroczenie to maksymalnie 500 złotych – mówi Wiesław Nogawka, strażnik leśny. – Dlatego będziemy karać każdego, kto bez zgody jeździ po lesie. Planujemy też kolejne akcje z automobilklubem – zapowiada.

Przyznaje, że zjawisko ciągle się nasila. Jeszcze dwa lata temu w ogóle nie było problemu, ale teraz auto można kupić już za 3 tys. zł. Co prawda jest marnej jakości, ale nadaje się do takich szaleństw. Jak mówią leśnicy, rajdowcy mają alternatywę. Mogą poprosić w nadleśnictwie o zgodę na wyścigi. Wtedy zostanie wyznaczony odpowiedni teren. – Opłata nie jest dużo większa od kosztu mandatu – tłumaczy Gabriel Grobelny, nadleśniczy z Wałbrzycha.

Takimi pojazdami rajdowcy szaleją w lasach w regionie wałbrzyskim i jeleniogórskim. Narażają życie swoje i spacerowiczów, niszczą też przyrodę.

Sylwia Królikowska – POLSKA Gazeta Wrocławska
www.naszemiasto.pl

Dodaj komentarz