Teatr Nasz Michałowice

Czy można mieć w domu teatr?

Mówią, że można mieć w domu niezły cyrk, ale czy słyszał ktoś, żeby mieć w domu niezły teatr? Miejsce magiczne -Michałowice nieopodal Szklarskiej Poręby. Tu mieszkają i wystawiają swoje spektakle Jadwiga i Tadeusz Kutowie.

Żeby tu trafić trzeba się najpierw dowiedzieć od znajomych, że takie miejsce istnieje. Michałowice leżą w połowie drogi pomiędzy Jelenią Górą i Szklarską Porębą. Kilka domków przycupnęło wysoko. Wąska, asfaltowa droga wije się wśród lasów i skał. Kiedy wjeżdża tu prawdziwy mieszczuch nieraz zadaje pytanie: Jak tu można żyć? Odpowiedź brzmi – inaczej, wolniej, spokojniej, czasami pewnie trudniej. Ale też piękniej niż w wielkim mieście. Małżeństwo aktorów Jadwiga i Tadeusz Kutowie kupili na tym odludziu stary dom, wyremontowali go, obok zbudowali drewniany „Teatr Nasz” z profesjonalną sceną.

Nie chcę się rozpisywać na temat biografii aktorów czy działalności tego pierwszego prywatnego teatru w Polsce. Wiele informacji można znaleźć na stronie internetowej Teatru lub w dostępnych artykułach. Chciałabym raczej skupić się na zjawisku, które można zaobserwować tylko tutaj.To specyficzny klimat, będący niewątpliwą zasługą gospodarzy.
Pierwszy raz przyjechałam tu zaproszona przez koleżankę. Na parkingu witał nas uśmiechnięty rudo-białym kotem. Obaj kręcili się między samochodami. Pan przedstawił kota – oto Czesław. Kot nie odwzajemnił grzeczności. Niezwykle się zdziwiłam, kiedy przed rozpoczęciem spektaklu ubrany w elegancki smoking witał wszystkich gości Pan z parkingu, czyli Tadeusz Kuta. Takie samo zdziwieni byliśmy rano, kiedy Jadwiga – tak zjawiskowa na scenie, smażyła dla nas racuchy. Jedna z koleżanek nie wytrzymała „O Matko! No jak to tak? Ona w kuchni?”

Dwa lata później organizowałam tutaj imprezę służbową. Przyzwyczajona do standardowych działań wysłałam rezerwację, otrzymałam potwierdzenie, przekazałam nasze sugestie. Kilkakrotnie próbowałam ponaglać, ponieważ nie otrzymałam do zatwierdzenia menu. Wreszcie trafiłam na zmęczonego pana Tadeusza, który z nutą irytacji wyjaśnił mi dobitnie, że skoro jesteśmy gośćmi to jedzenie będzie dobre i już.

Takich cudów odkąd organizuję imprezy to jeszcze nie widziałam. Nieznana siła kazała mi jednak mu zaufać. Przyjechaliśmy i rzeczywiście mieliśmy od razu poczucie bycia gościem, a nie klientem. Czekały na nas noclegi w drewnianych domkach. W pokojach nie było telewizorów, za to książki. Nad nami niebo usiane tysiącem gwiazd. Kogo znużyło nocne gadanie przy płonącym kominku mógł delektować się górską ciszą. Między domkami kręciło się kilkoro potomków Czesława. W większości rude futra dają się wygłaskać z każdej strony. W mniejszości patrzą na mieszczuchów drwiąco.

O umówionej godzinie ruszyliśmy do modrzewiowego teatru. Jak wspomniałam w drzwiach witali nas uściskiem ręki niezwykle eleganccy gospodarze. Przy przygotowaniu imprezy otrzymaliśmy sugestię, że na spektakl udajemy się w strojach specjalnych. Magiczny duch sztuki unosi się nad nami. Tak oto wkraczamy w tutejszą Krainę Dobrego Humoru.

Przyznaję, nie lubię kabaretów. Ba! nawet ich nie cierpię! Jednak spektakle państwa Kutów nazwałabym inteligentnie złośliwą interpretacją codzienności. Pytani, skąd biorą pomysły na scenariusze zgodnie odpowiadają – Z życia ! z życia!

Oprawę muzyczną zapewnia grający dosłownie na wszystkich instrumentach Jacek Szreniawa. Na tym jednak jego rola się nie kończy, często ma również coś ważnego do powiedzenia.

Trzy osoby na scenie wystarczą, aby czterdzieści na widowni popłakało się ze śmiechu. Spektakl jest interaktywny. Publiczność wciągana jest do dyskusji. Aktorzy często schodzą ze sceny, żeby przysiąść między wybranymi osobami. Pan Tadeusz zawsze upatrzy sobie jakąś ofiarę. Żartobliwe zaczepki nie przekraczają jednak granic dobrego smaku.

W detalach odkrywamy kunszt aktorstwa. Niesamowita mimika twarzy Jadwigi oraz jej niezwykły głos dodały uroku przedstawieniu. Gorzka drwina z chamstwa, głupoty, polityki, próżności i złośliwości ludzi łagodzona jest dawką romantyczno-liryczną. Mistrzowskie wykonanie piosenki „Skrzypek Hercowicz” utwierdziło mnie w słuszności przyznania wielu nagród pani Jadwidze. Niedawno nagrała płytę „Pastelowa Jadwiga Kuta”. Warto posłuchać i tej płyty, i innych nagrań z udziałem aktorki.

Po spektaklu powrót do restauracji, gdzie rzeczywiście czekała na nas prawdziwa uczta. Kuchnia to królestwo pani Jadwigi. Królowa jest jednak nieubłagana- nie zdradza przepisu na dziwny cynamonowo-daktylowy chleb anielski.

Spektakle dla widzów indywidualnych odbywają się w czwartki. Należy wcześniej zadzwonić i zarezerwować miejsca. Po brawach i bisach spotykamy się znów w restauracji, gdzie na środku sali płonie ogień. Można spróbować doskonałych potraw, chociaż menu skromniejsze.

Najlepsze jednak i najwspanialsze jest to, że pojawiają się państwo Kutowie. Dosiadają się sukcesywnie do wszystkich stolików i zupełnie obcy sobie ludzie zaczynają rozmowy. Dzielą się wrażeniami z przedstawienia lub pytają o życie w sercu Karkonoszy.

Ostatnio dane jest mi spotykać na swej drodze ludzi z pasją. Nie mam wątpliwości, że takowi tu mieszkają. Zastanawiam się skąd bierze siłę pani Jadwiga? Przed chwilą ponad godzina na scenie, wcześniej przygotowania w kuchni, a teraz siedzi z nami i z kieliszkiem czerwonego wina opowiada dowcipy przy naszym stoliku. Jej śmiech jest niepowtarzalny i po prostu zaraża wszystkich. Uwierzcie-warto go usłyszeć.

W repertuarze zobaczyłam ostatnio nowość, więc choć to kawałek drogi od Wrocławia wybieram się. W dodatku znów namawiam znajomych; tym razem z Warszawy. Myślę, że z „Teatrem Naszym” jest tak jak ze skokiem na spadochronie. Nie da się tego opisać, trzeba to przeżyć zobaczyć. Ja to wiem!

Autor: Elżbieta Świączkowska

Dodaj komentarz