Vang, Wang

Vang, Wang. Norweska tęsknota

Świątynia

Norweska wioska Vang znalazła się w pierwszej połowie XIX wieku w trudnej sytuacji finansowej i wieśniacy nie mieli pieniędzy na naprawę starodawnego drewnianego kościółka. Podobnie jak w licznych innych miejscach postanowili kościółek rozebrać i spalić. Dowiedział się o tym malarz norweski, profesor drezdeńskiej akademii sztuk pięknych Jan Kristian Dahl, który już od dłuższego czasu daremnie zwracał uwagę specjalistów na konieczność ratowania zanikających kościołów.

W 1841 roku kupił kościół bez dachu w licytacji. Na szczęście znalazł miłośnika sztuki i zamożnego inwestora w osobie króla pruskiego Fryderyka Vilhelma IV, który zlecił architektowi i malarzowi F.W. Schierssowi, aby zabytek opisał, sporządził rysunki, rozebrał i postawił na północnych zboczach Karkonoszy, gdzie hrabia Christian L. Schaffgotsch przeznaczył na ten cel kawałek gruntu.

Ozdobne portale drzwi powstały wkrótce po 1200 roku – kościół pochodzi prawdopodobnie z roku 1175. Pierwotny kościół był prostszy, nie miał ozdobnej wieży, półokrągłego prezbiterium ani podniesionych głów smoczych. Te wraz z kamienną wieżą w sąsiedztwie powstały na wzór innych norweskich kościołów dopiero w Karkonoszach. Protestancki kościół nazwano według miejsca pochodzenia Wang – pisownia z „w“ zapobiegła przekręceniu nazwy w języku niemieckim na „fang“.

W 1997 roku o Wangu pisaliśmy w 10 wydaniu naszego czasopisma. Dlatego też przy naszej kolejnej podróży do pięknego kraju na północy Europy odwiedziliśmy Vang. Na wzniesieniu nad małą wioską stał ładny kościół kamienny a ja idąc ku niemu opowiadałem naszym dzieciom historię pierwotnego kościoła drewnianego, który stał tutaj przez 600 lat a teraz już 160 lat stoi po północnej stronie naszych gór. A kiedy już dokładnie cały kościół obejrzeliśmy i sporządziliśmy fotodokumentację przyszła na cmentarz starsza pani, która nam powiedziała, że ten kościół stoi tu już dłużej niż sobie myślimy i że ich wioska nigdy żadnego kościoła nie sprzedała. A jeżeli nie wierzymy, to możemy się spytać pana pastora i pokazała nam gdzie mieszka. Musieliśmy zaczekać aż pastor z synem wrócą z treningu basketbalowego, ale za to dowiedzieliśmy się, że w Norwegii są co najmniej cztery wioski Vang a według niego by mogło chodzić o wioskę Vang na granicy okręgu Oppland, zaledwie 200 km stąd. I rzeczywiście na starej drodze królewskiej łączącej Oslo z Bergenem nad jeziorem Vang znaleźliśmy drugą wioskę Vang. Na warunki norweskie niezbyt ciekawy kościółek pobity deskami pomalowanymi na biało przypominał historię o dawnych czasach biedy. Za to kamień z napisami runicznymi z XI wieku ukryty pod szklaną budką przypomniał nam o długiej historii tego miejsca. Wewnątrz było wszystko jasne. Obok ambony jako ważny element skąpego wystroju wnętrza stał model kościoła z czasów wikingów. Student, który po kościele w czasie wakacji oprowadza turystów, opowiedział nam jak kiedyś ich wioska cenny zabytek straciła i jak do tej pory jest im z tego powodu niezmiernie smutno. Przecież mogli posiadać klejnot architektury ściągający gości z całego kraju a msze w tym samym przybytku jak czterdzieści pokoleń ich przodków. Pokazał nam jeszcze planszę z tekstem o losach zabytku z fotografiami kościoła stojącego dzisiaj w dalekim kraju. Był zaskoczony, że świątynię Wang stojącą w Polsce dobrze znamy i że pozdrowienia z ojczyzny Wikingów przekażemy. Dopiero wtedy w pełni zrozumiałem jak cenny zabytek stoi pod Śnieżką.

Historia drewnianych kościołów kolumnowych wiąże się z krzewieniem chrześcijaństwa w Norwegii od XI do XIII wieku. Są jedynym wkładem skandynawskiego kraju do światowego dziedzictwa architektury kościelnej.

Podobnie jak i w innych częściach Europy, musiały się obiekty kościelne pod względem konstrukcji i wyglądu różnić od obiektów świeckich. Aby nową wiarę ludzie przyjęli, kościół wówczas nie zabraniał łączenia elementów i symboli pogańskich z chrześcijańskimi. Dlatego Stavkirke – jak w języku norweskim – kościoły kolumnowe się nazywa zdobią obok malowanych świętych chrześcijańskich również rzeźbione głowy smoków, rzeźby lwów, diabłów oraz przedziwne motywy roślinne ze starych zwyczajów pogańskich. W połowie XIII wieku dzięki tej łagodnej polityce kościoła stało w Norwegii aż tysiąc drewnianych kościółków.

Kościoły kolumnowe są również ciekawe z architektonicznego punktu widzenia. Kiedy Wikingowie stali przed problemem jak nowe obiekty odróżnić od normalnych domów sięgnęli po swe doświadczenia z budowy łodzi. Kościoły wybudowali w taki sam sposób z tym tylko, że wszystko odwrócili do góry nogami. Aby konstrukcja się nie rozpadła zawiesili ją na długie, ozdobione ornamentem filary. Podobnie jak na budowę statku wybierali tylko najlepsze pnie, które po odkorowaniu zostawiali na wietrze i deszczu nawet do 15 lat, dopóki nie zniknęły wewnętrzne napięcia. Całą konstrukcję zawietrowali skrzyżowanymi belkami, które nazywa się według sposobu ukrzyżowania św. Andrzeja krzyżem św. Andrzeja. Wszystkie złącza cieślarskie zabezpieczyli drewnianymi kołkami, tak, że prężna konstrukcja pod naporem wiatru trochę się chwieje, ale wytrzyma nawet najgwałtowniejsze porywy. Cenną umiejętnością budowniczych była doskonała impregnacja drewna, które nasycali smołą ze spalonego drzewa. Dzisiaj stare drewno nasiąknięte również pokostem pięknie pachnie.

Kto jeszcze pamięta konserwowanie drewnianych nart – z pewnością sobie ten zapach przypomni. Jest to oszołamiające, że niektóre te budowle przeczekały całych 800 lat. Większość z nich zaniknęła z powodu pożaru, rozpadła się z powodu braku konserwacji ze względu na epidemie dżumy jak również padły ofiarą pirotechników – religijnych fanatyków. Do dzisiaj w całej Norwegii zachowało się tylko trzydzieści kościołów kolumnowych,
będących najcenniejszymi zabytkami w kraju. Kilka z nich zostało wciągniętych na światową listę dziedzictwa kulturalnego UNESCO. Dzięki przezorności garstki ludzi w 1841 roku znajdziecie ten trzydziesty pierwszy w całej okazałości w Karpaczu Górnym po polskiej stronie Karkonoszy.

Niechaj i to będzie dla nas źródłem nauki.

Vesely vylet, Nr 21, 2003r.

Dodaj komentarz